wtorek, 29 kwietnia 2014

W przerwie na reklamy :D

No to tak jak chciałyście wstawiam kilka fotek mojej "produkcji". Tak jak mówię jest to całkowicie amatorsko bo nawet w chwili obecnej nie mam dobrego aparatu... Może za jakiś czas dorobię się wymarzonej lustrzanki <3  Ale to pewnie potrwa... :C Na chwilę obecną zdjęcia robię aparatem hybrydowym. W większości są to zdjęcia Makro chociaż robię też normalne zdjęcia. W niedługim czasie mam zamiar wykorzystać moją koleżankę aby za pozowała mi jako modelka :D Zobaczę jak będą mi wychodziły portretówki... Na razie całkowicie jestem pochłonięta makrofotografią <3
Z dedykacją dla Oli i Anonimka ;)











niedziela, 27 kwietnia 2014

CZĘŚĆ 27

Ufff nawet mi się udało :D Jestem mistrzem w szybkim pisaniu xD Ale skoro obiecałam to musi być. Chociaż jestem niezadowolona z tej części... Ale nie było czasu na zastanawianie się i przemyślenia. Taka na szybko więc mam nadzieję, że mi wybaczycie niedociągnięcia. No i wyszedł mi przeskok czasowy który wyłapałam dopiero po napisaniu :D Miała być kontynuacja 26 części a wyszło tak "kilka dni po" :D  Dodatkowo zaczęłam i nie wiedziałam jak skończyć xD No nic pozostaje mi życzyć wam powodzenia w czytaniu. Mam nadzieję, że jakoś przebrniecie przez tą część ;)

 27

Wyszła przed ogromny budynek szpitala i popatrzyła w stronę hotelu dla rezydentów. Nie miała na razie ochoty tam wracać. Coraz częściej zastanawiała się nad wynajęciem jakiegoś małego mieszkanka w pobliżu miejsca pracy. Miejsca tylko dla siebie. Niedużego, przytulnego lokum  gdzie mieszkała by tylko ona jej smutki i radości. Wyprowadziła by się już dawno ale szkoda jej było Agaty. To jej przyjaciółka. Jedyna osoba której może mówić o wszystkim i szczerze rozmawiać.
Szła przed siebie. Gdziekolwiek byle nie do domu. Do pytających spojrzeń Agaty, naburmuszonego na wszystko dookoła Przemka, ciekawskiego Jakubka i wścibskiego Adama. Skierowała się do przyszpitalnego parku gdzie jeszcze kilka dni temu spotkała się z Andrzejem.  Tutaj w spokoju mogła przeanalizować to co działo się w ostatnim czasie. Jak to się stało, że tak bardzo zbliżyła się do Falkowicza? Zafascynował ją. Nie. Nie do końca… gdyby to była tylko zwykła fascynacja nie tęskniła by za nim i nie martwiła się. Usiadła na ławce i schowała twarz w dłonie. Miała już dość tego, że czuje się taka niezdecydowana i zagubiona. Musi w końcu poukładać swoje sprawy. Koniec zgrywania rozkapryszonej małolaty. Przeczesała dłonią rude rozpuszczone włosy i uniosła wzrok. Od razu w jej oczy rzuciło duże białe BMW które nie mogło należeć do nikogo innego jak do Falkowicza. Stało w ustronnym miejscu na szpitalnym parkingu. Przez jej twarz przemknął delikatny ledwo zauważalny uśmiech. Wzięła torebkę i od razu poszła w kierunku szpitala. Musiała się z nim zobaczyć nawet jeśli nie będzie chciał z nią rozmawiać.
Stanęła przed drzwiami jego gabinetu i delikatnie zapukała…

***

Wrócił. Tym razem na tarczy… Ale przecież on się nigdy nie poddaje. Coś wymyśli. Nie pojechał nawet do domu się przebrać. Nie lubił w takich chwilach siedzieć sam w domu. Wolał swój gabinet. Równie pusty jak jego posiadłość ale miał to poczucie, że wokoło kręci się mnóstwo ludzi. W szpitalu nie czuł się tak samotny jak w domu. Zaparkował samochód i poszedł do gabinetu. Udało mu się przejść przez korytarz niezauważonym. Rozsiadł się na swoim czarnym fotelu i od razu sięgnął po szklankę i butelkę whisky. Nalał sobie i od razu wypił całą zawartość na raz. Szybko uzupełnił szklanice. Chciał się upić aby choć na chwile rozluźnić się i zapomnieć o problemach. Ostatnio tyle zwaliło mu się na głowę. Kłótnie z Wiktorią – niby są razem a tak naprawdę nie są… sam już nie wiedział. Stracił ją? Ale czy tak naprawdę kiedykolwiek ją miał… w końcu nigdy szczerze nie rozmawiali o uczuciach. Adam – dzieciak. Jak tylko zaczynają się problemy to on odwraca się plecami i staje przeciwko niemu. Tak naprawdę nie można na niego liczyć. Nie dorósł jeszcze. Badania – całe życie poświęcił dla badań. A teraz to wszystko traci. Knuł, kombinował, oszukiwał ludzi… Wszystko dla cząsteczki nad którą pracował. A teraz? Nie zostało mu już nic.
Usłyszał delikatne pukanie do drzwi.
- Proszę- powiedział ostro przekonany, że to Adam który za chwilę znów zacznie domagać się pieniędzy. Nawet nie podniósł wzroku na osobę która weszła do gabinetu.

***

Usłyszała ostry dźwięk głosu profesora. – Chyba jest nieźle zdenerwowany - pomyślała i niezrażona weszła do gabinetu. Siedział bokiem do drzwi i podpierał głowę na ręce. Na biurku oprócz sterty poukładanych dokładnie dokumentów stała na wpół już pusta butelka whisky.
- Jeżeli przyszedłeś po pieniądze to od razu mówię, że w najbliższym czasie ich nie zobaczysz.
- Andrzej… - wydusiła w końcu z siebie. Nie wiedziała czy się odzywać czy nie. W głosie Andrzeja było słychać żal, smutek i gorycz wymieszane razem.
Odwrócił się szybko niczym oparzony i spojrzał na swojego gościa którym nie był Adam a Wiktoria.
Popatrzyła na nią zaskoczony jej obecnością a ona w jego szarych oczach od razu wyłapała iskrę radości.
- Wiki co ty tu robisz? – stracił na chwilę rezon
- Pracuję – rozbawiła ją jego reakcja na jej osobę. – A ty? Co ty tu robisz? – popatrzyła na butelkę z trunkiem  oraz napełnioną do połowy szklankę – I gdzie ty w ogóle się podziewałeś?! – nie wytrzymała. Tak bardzo dusiła w sobie to pytanie ale musiała je zadać. Nie tylko dlatego, że była po prostu ciekawa ale i dlatego, że jej na nim zależało. Wstał i zapiął guzik od swojego idealnie dopasowanego garnituru.
- Mieliśmy porozmawiać – zaczął
- Po to tutaj przyszłam – przerwała mu
- Usiądź – wskazał jej czerwony fotel stojący naprzeciwko i z powrotem zajął miejsce za biurkiem. – Zapowiada się dłuższa rozmowa – powiedział bardziej do siebie niż do niej.
- Odpowiesz mi – wpatrywała się w niego odważnie swoimi zielonymi oczami.
- Byłem w Szwajcarii. Miałem tam kilka spraw do załatwienia. Napijesz się ? – uniósł delikatnie butelkę i dolał sobie troszkę do szklanki.
- Andrzej co się stało? Powiedz mi. Przecież widzę, mnie nie oszukasz. Wyjechałeś tak nagle… musi być jakiś powód.
Zignorował ją i upił duży łyk procentowego napoju.
- Przestań – odsunęła od niego szklankę którą odstawił i butelkę – Wystarczy na dzisiaj a po za tym to nie jest rozwiązanie problemów – powiedziała z troską.
- Zostałem odsunięty od badań. Szwajcarzy nie chcą mieć ze mną nic wspólnego. Odebrali mi to nad czym pracowałem całe życie. – powiedział przybierając maskę obojętności mimo, że w środku się w nim gotowało. – Nie pozostało mi nic innego jak po prostu się upić – chciał sięgnąć po butelkę ale Wiktoria mu to uniemożliwiła i złapała go za rękę. Widziała, że na profesora zaczęły działać już procenty z wypitego alkoholu. Nie chciała żeby ktoś zobaczył go w szpitalu w stanie upojenia alkoholowego.
- Jedź do domu. Lepiej żeby nikt Cię tu dzisiaj nie zobaczył. Zamówię Ci taksówkę. A rozmowę dokończymy jutro. O ile znowu gdzieś nie znikniesz – uśmiechnęła się do niego a on odwzajemnił uśmiech.

- Już nigdzie się nie wybieram…

PS: Tradycyjnie przepraszam za błędy...

Przepraszam :C

Przepraszam kochani ale dopiero przed chwilą zaczęłam pisać :/ Wczoraj miałam potworny dzień a dzisiaj cały czas ktoś wpadał w odwiedziny ... jeżeli wyrobię się do 23 to wstawię ...

środa, 16 kwietnia 2014

CZĘŚĆ 26

Udało się :D Miałam czas od niedzieli na pisanie bo mogłam pisać wieczorami ale weny brak kompletny ... i cały rozdział powstał dzisiaj xD Wyszedł nie za ciekawy... Ale obiecałam i jest ;) 
Pozdrawiam cieplutko w te chłodne dni :*
Iwona

26

Obudził się wcześnie rano. Otworzył leniwie oczy i przeciągnął się w swoim wielkim małżeńskim łożu niczym wybudzony z drzemki kocur. Pierwszy raz od kilku dni czuł się wypoczęty mimo, że zegar który stał na komodzie naprzeciwko łóżka wskazywał dopiero 6:00. Przekręcił się na bok spoglądając tęsknie na pustą połowę łóżka. Oddał by wszystko aby Ruda była z nim tu teraz. Uśmiechnął się delikatnie na myśl o nocy jaką wspólnie spędzili i pogładził dłonią satynową, zimną pościel. Wyobraził sobie, że gładzi jej delikatna skórę pleców. Wstał niechętnie i poszedł do łazienki odświeżyć się pod prysznicem i zrobić poranną toaletę.
Mył zęby kiedy usłyszał dzwonek do drzwi. Postanowił nie otwierać chociaż bardzo zaciekawiło go co za gość dobija się tak wcześnie do jego domu. Dzwonek ucichł a po chwili rozległo się głośne pukanie. Andrzej założył na siebie szlafrok i zszedł na dół. Przez chwile pomyślał, że to być może Wiktoria ale było jeszcze bardzo wcześnie a po za tym umówili się już w szpitalu.
- Dzień dobry profesorze – otworzył drzwi swojemu gościowi
-Adam?
- Musimy pogadać – bez zaproszenia i nie zrażony wczesną godziną wszedł do salonu i od razu usiadł na wielkiej kremowej kanapie zwróconej do ogromnego okna z widokiem na ogród.
- Czy ty wiesz która jest godzina?! – Falkowicz wyraźnie zdenerwował się zachowaniem Adama. – Jeżeli przyszedłeś po pieniądze to od razu mówię, że teraz nic nie dostaniesz. Sprawy w Szwajcarii jeszcze się nie ustabilizowały…
- Nie ustabilizowały i już raczej się nie ustabilizują – Adam wstał gwałtownie z kanapy – Ty jeszcze nie wiesz – powiedział bardziej do siebie niż do niego widząc jego zdziwioną minę – No tak śpisz sobie w najlepsze a Szwajcarzy właśnie odsunęli Cię od badań nad naszym lekiem.
Falkowicz z wrażenia usiadł.
- Co takiego!?
- Nie chcą mieć z tobą nic wspólnego…
- To jest moja cząsteczka, mój patent i mój lek! Nie mogą tego zrobić…
- Mogą i najwyraźniej już to zrobili. Nie wiem o co chodzi i chyba nie chce wiedzieć… Ale chce mojej połowi pieniędzy!
- Teraz nic nie dostaniesz – Andrzej był wyraźnie zamyślony
- Chyba mnie nie zrozumiałeś… ja nie proszę cie o moje pieniądze tylko ja ich żądam.
- Dostaniesz swoją część jak przyjdzie na to pora – powiedział ostro. – A teraz zejdź mi z oczu.. musze pomyśleć. A i na pewno nie będzie mnie dzisiaj w szpitalu. Przejmujesz wszystkie moje operacje. – znów się zamyślił – Cholera miałem się dzisiaj spotkać z Wiktorią. Jakoś będę się musiał wytłumaczyć. – Adam, gdybyś spotkał dziś doktor Consalidę przekaż jej, że musiałem pilnie wyjechać ale nasza rozmowa jest cały czas aktualna.
- Rozmowa… Jasne.
- Idź już.
- Nie musisz odprowadzać mnie do drzwi – stwierdził kpiąco – A i jeszcze jedno. Daj spokój Wiktorii, odczep się od niej… ty na nią nie zasługujesz. To dobra dziewczyna a ty ją ranisz. Podejrzewam, że to przez Ciebie przepłakała ostatnie kilka nocy…
W Falkowiczu obudził się gniew. Jakim prawem ten smarkacz się miesza i w dodatku go poucza. Nieomylnego profesora Falkowicza. Jednak na ostatnie słowa młodego chirurga Andrzej posmutniał. Płakała przez niego… Te słowa zadziałały jak kubeł zimnej wody.
- Przestań się mieszać w nie swoje sprawy i zejdź mi z oczu – podszedł do drzwi i teatralnie je otworzył.
- Nie pozwolę Ci jej skrzywdzić  - Adam szybko wyszedł i skierował się do swojego samochodu zaparkowanego przed willą profesora. Ruszył w stronę szpitala z iskiem opon.

***

Wiki obudziły promienie słońca wpadające przez odsłonięte żaluzje. Leżała w łóżku rozmyślając o ostatnich wydarzeniach. Zatęskniła za Blanką.. bardzo jej teraz potrzebowała. Brakowało jej kogoś komu mogła by się wyżalić, przytulić, przelać te wszystkie uczucia które się w niej nagromadziły przez ostatni czas. Co prawda miała Agatę ale nie chciała jej obarczać swoimi problemami. Miała ona wystarczająco dużo swoich zmartwień.
Kiedy wstała z łóżka było tuż przed 9. Ubrała się szybko i zeszła na dół napić się kawy i zjeść śniadanie. Ściskało ją w żołądku. Od rana czekała na moment kiedy spotka się z profesorem. Posprzątała po zjedzonym przez siebie śniadaniu i ruszyła w kierunku szpitala. Od razu skierowała się do gabinetu Falkowicza. Zapukała i chwyciła za klamkę ale było zamknięte.
- Dziwne… chyba na parkingu nie było jego samochodu – pomyślała. Poszła do lekarskiego. Na tablicy zabiegów ani razu nie zostało wymienione nazwisko Andrzeja. Już miała opuścić lekarski kiedy wpadł na nią Adam.
- Historia lubi się powtarzać – zaśmiał się chirurg
- Tym razem to ty wpadłeś na mnie. Zamyślony? – Uniosła brwi
- Zabiegany. A wszystko przez tego twojego… kochasia  pomyślał-… mentora. Wyjechał gdzieś sobie a na mnie zwalił wszystkie swoje operacje.
 Jak to wyjechał?! Kiedy?! Gdzie?! – Takie pytania od razu zaczęły cisnąć się na usta rudowłosej jednak powstrzymała się przed ich zadaniem. – Aha – zamyśliła się na chwilkę. – No nic w takim razie ja się zbieram. Mam jeszcze troszkę wolnego do wykorzystania – puściła oczko Adamowi – trzeba to jakoś wykorzystać – powiedziała z udawaną radością i wyszła z lekarskiego. W głowie cały czas zadawała sobie pytanie co skłoniło Falkowicza do tak nagłego wyjazdu.

PS: Jeżeli wkradły się jakieś błędy to bardzo przepraszam :)



niedziela, 13 kwietnia 2014

Informacja :)

Kochani jak zwykle bardzo mi miło czytać wasze komentarze <3 Widzę że czekacie i bardzo mnie to cieszy :) Next miał być dzisiaj... ale pisanie idzie mi strasznie opornie i mam dopiero kilka linijek w dodatku nawet w niedzielę mój budzik był zmuszony zadzwonić zaraz po 6 rano...:C .
Obiecuję że w środę wieczorem się coś pojawi :) Choćbym miała zarwać całą noc to dla was coś napiszę :*
Cieszą mnie nadchodzące święta :) Mam nadzieję, że w końcu uda mi się porządnie wyspać :D Ale to okaże się dopiero we wtorek wieczorem.... ponieważ zapisałam się na kurs prawa jazdy :) We wtorek pierwsze zajęcia a następne stoją pod znakiem zapytania. Mam nadzieję, że w te dni przedświąteczne dadzą nam spokój :) Wtedy miała bym czas na pisanie ;) Dodatkowo w środę w moim domu pojawi się nowy domownik a raczej domownicy <3 Dwa sympatyczne szczurcie :) 

Pozdrawiam was cieplutko :*
Iwona

piątek, 4 kwietnia 2014

CZĘŚĆ 25

Oto kolejna część !!! Starałam się żeby wyszła troszkę dłuższa :) Pozdrawiam moje wspaniałe czytelniczki :*
PS: Osobiście nie jestem zadowolona z tej części ale ocenę pozostawiam wam :D
A i ta oto nuta wpadła mi w ucho i to przy niej powstawała część 25 :)
https://www.youtube.com/watch?v=tEYdyPc8Mjo
CZ. 25


Falkowicz zdenerwowany kręcił się po swoim gabinecie. Analizował dokładnie to co przed chwilą zaszło w tym pomieszczeniu. Był wściekły na Wiktorię i na siebie. Nie potrafił zrozumieć dlaczego ona tak wszystko próbuje komplikować i utrudniać a z drugiej strony wiedział, że on też zareagował zbyt emocjonalnie. Tak długo się do siebie zbliżali i kiedy w końcu zaczęło się przez moment układać nagle znów wrócili do punktu wyjścia.

Do końca dyżuru Consalida skutecznie unikała Falkowicza. Nie miała ochoty na kolejną konfrontację z nim. Zaczynało do niej docierać, że Andrzej ma racje. Zachowuje się jak małe dziecko. Ustalili zasady i oboje powinni się ich trzymać a ona specjalnie sprowokowała kłótnie…  Od razu poszła do Trettera wziąć tydzień urlopu. Nie miała w zwyczaju uciekać od problemów ale chciała sobie to wszystko przemyśleć

W hotelu udało jej się ukryć emocje tak, że Agata nic nie podejrzewała. Wieczorem siedziały w salonie i zajadając popcorn urządziły sobie maraton filmowy. Wiktoria w czasie wolnego w ogóle nie wychodziła z domu. Całymi dniami krzątała się po mieszkaniu bez celu dręczona myślami o jej niedoszłym związku a w nocy dawała upust emocją i płakała.
Wieczorem postanowiła wyjść do parku. Jeszcze tylko dwa dni wolnego i będę musiała stanąć twarzą w twarz z wszystkimi problemami-pomyślała i usiadła  na ławce podkurczając nogi i chowając twarz w dłoniach. Nie płakała… przez kilka nocy wypłakała z siebie wszystkie łzy. Teraz tylko delikatnie zaszkliły jej się oczy.

Falkowicz brał dodatkowe dyżury i prawie cały swój czas poświęcał pracy. Tylko praca była w stanie ukoić jego skołatane nerwy i dziwne ukłucie w sercu. Do domu nie miał po co wracać. Bez Consalidy nawet nie chciał nazywać tego domem.. ot zwykły budynek. Zwykły, pusty budynek do którego nie warto wracać. Nie warto bo i tak nikt na niego nie czeka.

Siedział w swoim gabinecie przy biurku obłożonym z każdej strony stertą dokumentów. Jeszcze kilka dni temu większość z tych papierów wylądowała by w rękach stażystek  ale teraz wolał wszystko brać na siebie aby odgonić natrętne myśli. W pracy rzadko sięgał po swoją ulubioną whisky ale teraz tylko ona mogła dotrzymać mu towarzystwa. Stary, dobry
i niezastąpiony Jack Daniels. Wypisywał dokumentacje dotąd dopóki litery nie zaczęły mu się zlewać przed oczami. Nie z upojenia alkoholowego ale ze zmęczenia. Nie spał od dwóch dni. Nie mógł. Jego myśli mu na to nie pozwalały. Zaczęło do niego docierać jak ważna jest dla niego kobieta o imieniu Wiktoria. Dolał sobie troszkę złotego trunku do szklanki i uważnie zaczął mu się przyglądać. Alkohol to nie jest rozwiązanie, owszem daje ukojenie i wiele przyjemności ale nie daje nam uczucia miłości. Odetchnął głęboko i odstawił szklankę. Nie może zacząć pić. Wstał zapiął guzik od swojego idealnie skrojonego garnituru i sięgnął po płaszcz. W końcu każdemu należy się przerwa w pracy-pomyślał w duchu i wyszedł z gabinetu.
Zazwyczaj pielęgniarki na jego widok nabierały rumieńcy i zawstydzone spuszczały wzrok mijając przystojnego profesora. Teraz przez lekki zarost i zmęczenie wymalowane na twarzy uważnie mu się przyglądały. Nie zwracał na to w ogóle uwagi tylko szybkim krokiem przemierzał szpitalny korytarz i wyszedł ze szpitala kierując się w stronę parku.

Było już późno i w miejscu gdzie zazwyczaj spacerują zakochane pary czy bawią się małe dzieci było zupełnie pusto. Długie alejki były oświetlone niskimi nowoczesnymi latarniami. Andrzej odetchnął głęboko świeżym, rześkim powietrzem i szedł przed siebie wolnym krokiem. 

Z daleka zobaczył kobietę siedzącą na ławce. Hmm to dziwne spotkać kogoś w parku o tej godzinie. Widać to najlepsze miejsce do ucieczki przed problemami - pomyślał
Dopiero gdy podszedł bliżej zobaczył odbijające się w świetle latarni długie, rude włosy. Od razu się zatrzymał. W jednej chwili przez jego głowę przebiegło stado myśli. Nie widział jej od kilku dni, czuł pustkę a teraz nagle spotyka ją o tak późnej porze w parku. Gdyby wypił kilka szklanek więcej swojej niezastąpionej whisky pomyślał by że to tylko złudzenie. Otrząsnął się szybko i powoli podszedł do ławki na której siedziała Wiktoria.
Usiadł koło niej bez słowa a ona dopiero wtedy spostrzegła jego obecność. Przyglądał się jej a ona spojrzała odważnie swoimi zaszklonymi od łez oczami w jego szare zmęczone tęczówki.
- Wiki… - chciał zacząć ale ona natychmiast przerwała wstając z ławki
- Nie mamy o czym ze sobą rozmawiać – powiedziała szybko  i od razu skierowała się w stronę hotelu jednak z każdym krokiem zaczęła tracić pewność siebie. Czuła smutek i ogromny żal jednak w głębi serca bardzo tęskniła za tym szpakowatym mężczyzną i cieszyła się z tego przypadkowego spotkania.
Falkowicz spojrzał na nią i powoli podszedł do niej nieśmiało głaszcząc ramię i delikatnie odwracając w swoją stronę.
- Wiktoria… - była bardzo blada  a pod oczami dokładnie zarysowały się ślady kilku nieprzespanych i przepłakanych nocy. Nie wiedział co powiedzieć jak ubrać w słowa to co czuje.
- Miałeś racje, miałeś cholerną racje – powiedziała nagle spuszczając głowę – jak zawsze – westchnęła ciężko. - Zachowuje się jak dziecko, jak mały rozkapryszony gówniarz!
Chciał ją objąć, pocieszyć ale Wiki od razu zareagowała.
- Nie dotykaj mnie! Proszę… – głos zaczął jej się  łamać co raz bardziej – Wszystko spieprzyłam! Wszystko -  po policzkach z zaszklonych oczu zaczęły jej spływać łzy – Tak bardzo się pogubiłam, nie wiem co robić…
- Chodź – powiedział spokojnie i ujmując delikatnie jej dłoń przyciągnął do siebie obejmując tak, że nie miała się jak odsunąć.
- Puść mnie słyszysz, puszczaj – zaczęła się szarpać jednak on nie poluzował uścisku a przytulił ją jeszcze mocniej. Obezwładniło ją ciepło jego ciała i zapach ciężkich korzennych perfum które tak uwielbiała. Złapała za poły jego płaszcza i jeszcze mocniej wtuliła się w niego. Stali tak przez chwilę aż w końcu się odezwała
- Andrzej…?
- Ciii nic nie mów – uśmiechnął się
Usiedli na ławeczce cały czas się do siebie przytulając. Nic nie mówili. Oboje uznali że teraz najlepszym rozwiązaniem będzie milczenie. Żadna rozmowa o tej porze i przy tylu emocjach nie ma najmniejszego sensu. Znów mogło by dojść do ostrej wymiany zdań. Andrzej obejmował Wiki i czule gładził ją po plecach  zahaczając o rude kosmyki włosów.  Uśmiechnął się do siebie i pocałował ją delikatnie w czoło. Dobrze że zdecydowałem się na ten spacer – pomyślał
- Chodź odprowadzę Cię do hotelu, zimno się zrobiło – chciał żeby ta chwila trwała wiecznie ale poczuł jak Wiktoria cała drży. Być może były to emocje ale wieczór był chłodny a ona miała na sobie tylko cienką bluzę. Wiki bez słowa wstała i wolnym krokiem ruszyła z Andrzejem pod rękę.
Kiedy doszli na miejsce oboje czuli zakłopotanie podobne do tego kiedy to pierwszy raz Andrzej odprowadził ją do domu. Wiki miała na ramionach zarzucony płaszcz Falkowicza i kiedy chciała mu go oddać Andrzej zauważył na nadgarstku siwy zanikający już ślad.
- Cholera… - powiedział łapiąc ją za dłoń i podwijając wyżej rękaw. Wiedział, że to siniak który powstał przez jego mocny uścisk podczas ostatniej ostrej wymiany zdań.
- To… to nic – powiedziała cicho Wiktoria i opuściła szybko rękaw bluzy.
- Przepraszam – spojrzał w jej oczy chcąc by jego słowa zabrzmiały jak najbardziej przekonująco. Wcześniej rzadko zdarzało mu się używać tego typu słów. – przepraszam za to że tak ostro zareagowałem i za to – sugestywnie popatrzył na jej nadgarstek.
Wiki spuściła głowę – Przepraszam Cię ale jestem zmęczona… - powoli zaczęła się wycofywać. Chciała jak najszybciej zaszyć się w swoim pokoju
- Wiktoria… porozmawiajmy – spojrzał na nią błagalnym wzrokiem.
- Dobrze. Porozmawiamy ale jutro… po południu przyjdę do twojego gabinetu – odparła spokojnie
- Będę czekał
- Dobranoc – starała się uśmiechnąć ale nie potrafiła. Żal cały czas rozrywał jej serce. Jedno było pewne, żaden inny mężczyzna nie działał na nią tak jak on. Mimo ogromnej złości i żalu od pierwszej chwili jak tylko go zobaczyła czuła pożądanie. Pocałowała go delikatnie w policzek ledwo powstrzymując się od namiętnego pocałunku w usta i zniknęła za drzwiami hotelu. Falkowicz stał jeszcze przez chwilę przypatrując się budynkowi w którym mieszkali rezydenci po czym poszedł do swojego samochodu i pojechał do domu. Cały czas czuł na policzku rozgrzane usta rudej. Wiedział że tej nocy w końcu spokojnie zaśnie.
Wiktorii też bardzo ulżyła ta krótka tak naprawdę nic nie wnosząca rozmowa. A może po prostu ulżyło jej jego towarzystwo. Przed snem wypiła jeszcze szklankę herbaty malinowej i położyła się spać. Tej nocy wreszcie nie płakała…


wtorek, 1 kwietnia 2014

Informacja

Hej :)
Moja wena poszła gdzieś sobie i chyba poważnie się na mnie obraziła bo nie chce wrócić ... a może to przez to, że wątek FaWi w serialu zanika? Już sama nie wiem ... Ale widzę ilość wyświetleń na blogu i uśmiech pojawia mi się na twarzy :) Dziękuję za to 14 tysięcy wyświetleń <3 
W dodatku wasze komentarze które ogromnie mnie motywują. I to właśnie dzięki nim w tym tygodniu pojawi się kolejny rozdział :) 
Pozdrawiam i całuję :*
Iwona