piątek, 31 stycznia 2014

CZĘŚĆ 18

Cześć kochane :*
Grypa pokonana chociaż jeszcze nie do końca [nienawidzę mieć kataru :D], wena też zaczyna ożywać ;)
Nauki masa...  to już chyba norma. Ale na szczęście zawitały właśnie od dzisiaj do mnie upragnione ferie :D Co prawda wolnego znów za wiele nie będzie bo na czas ferii idę do pracy + dodatkowo muszę załatwiać sobie praktyki na maj ale pisać będę na pewno na tyle na ile czas pozwoli ;) 
Tą część dedykuję Anastazji :*
Dziękuję mój mistrzu, że jeszcze tu zaglądasz <3
Przepraszam za ewentualne literówki i inne niedociągnięcia ale tradycyjnie pisane późno w nocy;)

CZ. 18


Wiktoria obudziła się i była przez chwilę zdezorientowana. Nie wiedziała czy to co się wczoraj wydarzyło to rzeczywistość czy może tylko marzenie senne. Przetarła oczy i zobaczyła dużą sypialnię, elegancko umeblowaną. Wczoraj nie miała okazji dostrzec elegancji tego pomieszczenia. Dębowa podłoga do tego idealnie dopasowana dębowa szafa, komoda i dwie szafeczki nocne po obu stronach wielkiego łoża z baldachimem. Sypialnia wyglądała lepiej niż z niejednego dobrego katalogu meblowego. Wszystko miało swoje miejsce, panował ład i porządek. Pewne jest, że Falkowicz test białej rękawiczki zaliczył by na 6. Odwróciła się i zobaczyła śpiącego Andrzeja z rozkosznym, niewinnym uśmiechem na ustach. Była szczęśliwa, było jej tak dobrze… ale do głowy szybko zapukał strach i niepewność. – Boże co ja zrobiłam? Przespałam się z szefem i w dodatku czarną owcą szpitala! – myśli krążyły uparcie w jej głowie ale serce podpowiadało, że to była najcudowniejsza noc jaką kiedykolwiek spędziła z mężczyzną. Był świetnym kochankiem! Czuły, delikatny a zarazem stanowczy. Całkowite przeciwieństwo profesora który w szpitalu rozstawiał wszystkich po kątach. Człowiek o dwóch twarzach. Podparła się na łokciu i dłonią potarła jego policzek.
- Mmmm . . . Wikiii – wymruczał przez sen Falkowicz. Wiktoria cichutko się zaśmiała i delikatnie ucałowała go w czoło. Nie chciała go zbudzić. Wiedziała jaki jest zapracowany a dzisiaj oboje mieli wolne. Wstała z łóżka i odnalazła swoją bieliznę. Popatrzyła na sukienkę w której wczoraj była i uśmiechnęła się do wspomnień z poprzedniego wieczoru. Nie założyła jej jednak tylko podeszła do szafy profesora i włożyła jedną z jego idealnie uprasowanych koszul. Zeszła na dół…


***


Falkowicz obudził się i nie otwierając oczu chciał objąć Wiktorie i przygarnąć ją do siebie. Doskonale pamiętał wczorajszy wieczór. Jego dłoń jednak nie napotkała jej ciepłego ciała tylko zimne satynowe prześcieradło. Od razu otworzył oczy zdziwiony, że jej nie ma. Tego się nie spodziewał. Przecież ona nigdy przed niczym nie ucieka… a teraz uciekła. Z jego twarzy zszedł uśmiech a w oczach zaczęły się tlić smutek i złość. Było mu z nią dobrze, najlepiej. Miał mnóstwo kobiet, każda na jedno jego skinienie wskakiwała mu do łóżka. Ale Wiki była wyjątkowa… miała podobny charakter do niego, lubiła wyzwania i nigdy się nie poddawała. No i była pierwszą kobietą z którą kochał się w jego sypialni, na jego wielkim łóżku. Inne kobiety zawsze zabierał do hotelu. Nie chciał by bezcześciły jego królestwo. Natomiast noc z Wiki w jego domu była niczym, największy zaszczyt. Wstał niechętnie i poszedł pod prysznic. Zimna woda nie ostudziła jego myśli i złości. Ubrał się w jeansy i luźny szary podkoszulek. Wyszedł z łazienki i jego oczy od razu zwróciły się w stronę łóżka. Wystarczyło, że na chwilę zamknął oczy a od razu widział Wiktorię. Dopiero po chwili tych rozmyślań i przywracania wspomnień poczuł, że w całym domu unosi się mocny zapach kawy. Zmarszczył brwi i dotarło do niego że ktoś krząta się po jego kuchni. Zszedł na dół i zobaczył zastawiony do śniadania stół w salonie. Kinga… to penie ona znowu przylazła – pomyślał. Kinga często niezapowiedzianie wpadała do niego rano i robiła mu śniadanie. Denerwowało go to bo nic do niej nie czuł ale była mu potrzebna i musiał zachowywać jakiś pozory. Już miał się odezwać ale ugryzł się w język, stanął w drzwiach kuchni i zobaczył rudowłosą kobietę szykującą kanapki. Maska smutku i złości zsunęła się z jego twarzy niczym kurtyna a w sercu wybuchł wulkan radości. Nie uciekła. Była tu z nim, w jego domu, po upojnej nocy którą razem spędzili i szykowała wspólne śniadanie nucąc cos pod nosem. Miał ochotę krzyczeć z radości ale szybko skarcił się za to w myślach… w końcu był poważnym profesorem a nie rozkapryszonym szczeniakiem. Wiktoria nie zauważyła jego obecności a on szybko to wykorzystał i podszedł do niej obejmując ją od tyłu. Wiki odruchowo drgnęła.
- Dzień dobry księżniczko – powiedział lekko całując ją w szyję
- Dzień dobry profesorku – uśmiechnęła się ciepło – wyspany?
- Niestety nie – odparł udając smutek – Pewna ruda złośnica nie dała mi spać – odwrócił ją przodem do siebie i namiętnie pocałował.
- Bardzo miły poranek – wymruczała Wiki
- Mam nadzieję, że nie pierwszy i nie ostatni – uśmiechnęli się opierając się o siebie czołami.
- Przygotowałam śniadanie - powiedziała cicho
- Mhmm – cały czas rozkoszował się jej obecnością i zapachem – tutaj czy w sypialni? – popatrzył na nią zaczepnie. Zaśmiała się. Nie mogła uwierzyć, że ma przed sobą doktora habilitowanego, profesora Falkowicza który słynął ze swojej szujowatości i podłego charakteru w całej Leśnej Górze. Teraz zachowywał się tak naturalnie. Dlaczego nie może być taki w szpitalu, w stosunku dla innych? Poczuła się naprawdę wyjątkowo. W końcu to ją spotkał zaszczyt poznania prawdziwej twarzy Andrzeja.
–  Zależy co masz na myśli? – lubiła się z nim droczyć.
– Mam ochotę na śniadanie do łóżka – udał za myślenie – szczególnie jeśli to ciebie będę mógł schrupać – połaskotał ją po bokach.
– Przykro mi, że cię zawiodę ale na śniadanie są tylko kanapki – wyminęła go kierując się do jadalni z uśmiechem zadowolenia na twarzy. On jednak nie dał za wygraną i zanim zdążyła odejść przyciągnął ją blisko siebie
– A na deser? –wymruczał

- Hmm, jeszcze zobaczymy – pocałowała go delikatnie i poszli do jadalni.

niedziela, 26 stycznia 2014

INFORMACJA

Bardzo was wszystkich przepraszam, że nic nie dodałam... Naprawdę starałam się coś wyskrobać i szczerze to nawet mi się udało ale jak to przeczytałam to od razu usunęłam. Za dużo zwaliło mi się na głowę a żeby było ciekawiej to rozkłada mnie grypa...
Może dodam coś na tygodniu ale to MOŻE...
Natomiast obiecuję, że choćby świat miał stanąć na głowie to w weekend na pewno się coś pojawi :*
Pozdrawiam was wszystkich cieplutko <3
Iwona

niedziela, 19 stycznia 2014

CZĘŚĆ 17

Przepraszam, że kazałam wam tyle czekać ale ostatnio bardzo dużo się dzieje w moim życiu.
Myślę, że tą częścią was w końcu "zaspokoję" i że wam się spodoba... :D Pierwszy raz pisałam hota :P 
Dziękuję wszystkim którzy tu zaglądają i zostawiają komentarze :) Gdyby nie wy to pewnie dodawała bym jeszcze rzadziej ... No i dziękuję za ponad 5 tyś. wejść :*
Pozdrawiam was:*
Iwona


CZ. 17


Poczuła na sobie jego spojrzenie. Uśmiechnęła się pod nosem i odważnie spojrzała w jego szare tęczówki …
- Przyglądasz mi się – zapytała chodź wiedziała, że to pytanie nie ma najmniejszego sensu. Jego spojrzenie od dłuższej chwili niemal paliło ją w skórę.
- Napawam się pięknym widokiem – uśmiechnął się a ich dłonie opierające się na sofie się niby przypadkiem się napotkały. To dało Wiktorii impuls do działania. Odstawiła kieliszek z winem który trzymała w dłoni i siadła na nim okrakiem ale tak, że ich ciała się nie stykały. Rękami oplotła jego szyję i palcami przeczesała delikatnie jego włosy. Nie spodziewał się takiego zachowania z jej strony. Po raz kolejny go zaskoczyła ale kiedy poczuł, że składa na jego ustach delikatny a zarazem namiętny pocałunek szybko go odwzajemnił. Wplótł swoją dłoń w jej włosy a ona jeszcze mocniej go objęła. Całowali się coraz łapczywiej. Błądził ręką po jej odkrytych plecach aż w końcu napotkał suwak od sukienki. Zawahał się. Wolał poczekać na jej ruch a niżeli znów miałby ją wystraszyć. Pragnęli siebie nawzajem. Wiki zauważyła dezorientację i niepewność Andrzeja.
Przerwała pocałunek, oboje ciężko oddychali. Utonęła w jego szarym spojrzeniu. Przypomniała jej się ostatnia kolacja z nim. Wtedy sytuacja była podobna ale ona stchórzyła, nie była jeszcze gotowa. Teraz też nie była do końca pewna czy dobrze robi ale wiedziała że jej ciało go pragnie. W jego oczach błyszczała miłość. Tak, to na pewno była miłość jeszcze nigdy tak na nią nie patrzyła jak teraz.
- Rozumiem, że profesor pozwoli mi zostać? – zaśmiała się a on znów ją pocałował – Mam nadzieję, że masz duże, wygodne łóżko w sypialni –szepnęła, zbierając w sobie całą swoją odwagę, chcąc go zachęcić i rozwiać jego wątpliwości i obawy. Zaczął całować jej szyję i odkryte ramiona. Ściągnęła jego koszulkę a on łapiąc ją za pośladki przyciągnął bliżej siebie. Wtuliła się do niego tak, że ściśle przylegali do siebie ciałami i oboje zatracili się w pocałunkach. Cały czas siedziała na nim okrakiem i zaczynała czuć jego powiększającą się z sekundy na sekundę męskość. Wstała i pociągnęła go za rękę. Skierowali się na górę cały czas całując się. O mało nie przewrócili się na schodach. Zatraceni w pocałunkach obijali się o meble i ściany. Wpadli do sypialni nawet nie zamykając za sobą drzwi. Od razu skierowali się na łóżko. Wiktoria była przez chwilę nad nim po czym znowu przeszli do pozycji siedzącej. Ręce Andrzeja błądzące po jej plecach znów napotkały na suwak i tym razem bez zastanowienia go odsunął. Zdjął z niej sukienkę a ona w tym czasie zajęła się guzikami jego spodni. Zostali w samej bieliźnie. Falkowicz zmysłowo zsunął z jej ramion ramiączka stanika a potem jedną ręką go odpiął i mocno do siebie przyciągnął. Czuł ciepło jaj ciała. Zdecydowanym ruchem położył ją na łóżku tak, że był nad nią. Pieścił każdy milimetr jej ciała. Jedna ręka powędrowała w okolice jej pośladków i zsunęła jaj koronkowe figi. Ona oplotła jego biodra nogami, ściągając przy tym bokserki. Oboje tego pragnęli. Chcieli w końcu aby ich ciała się połączyły, stały się jednością. Delikatnie wszedł w nią a ona poczuła na sobie falę gorąca. Cichutko jęknęła i oddała się przyjemności. Przytuliła się do niego prawie wbijając z rozkoszy paznokcie w jego plecy. Ich ruchy stawały się coraz bardziej odważne i zdecydowane. Oboje się zaspokajali chociaż nie mogli się sobą nasycić. Poznawali swoje ciała kawałek po kawałku. Zaczęło brakować im tchu i oboje czuli przechodzące dreszcze rozkoszy. W końcu oboje osiągnęli szczyt. Pokój wypełniały ich szybkie oddechy i westchnienia wywołane namiętnością. Przytulili się do siebie.
- Dziękuję – wszeptał profesor mocno ją przytulając – Z nikim nigdy nie było mi tak dobrze jak z tobą – popatrzyła mu w oczy i uśmiechnęła się.
- Ja podziękuję Ci jutro – pocałowała go namiętnie – O ile nie uciekniesz –pomyślała.

Tej nocy kochali się jeszcze 3 razy i za każdym razem oboje osiągali pełną satysfakcję. Ich ciała były dla siebie stworzone. Dopiero nad ranem zasnęli wtuleni w siebie z uśmiechem na twarzach.

niedziela, 12 stycznia 2014

CZĘŚĆ 16

Nie mogłam się powstrzymać żeby wam czegoś krótkiego nie wyskrobać i wstawić <3 A więc o to i jest :D
Tylko błagam nie zabijajcie, że zakończyłam w takim momencie :p


CZ. 16


Dojechali na miejsce. Falkowicz zgasił silnik i popatrzył na Wiki. Ona patrzyła w zamyśleniu na jego dom. Taki duży a tak pusty. Zastanawiała się jak on się czuje wracając do niego po ciężkim dniu pracy.  Zrobiło jej się go żal. Musi być bardzo samotny. Nie ma z kim wieczorami porozmawiać, zwierzyć się z problemów…
- Nie zdążyłem nic przygotować – wyrwał ją z zamyślenia
- Nic nie szkodzi. Chodźmy – wysiadła z samochodu i wolnym krokiem skierowała się do drzwi. Otworzył i przepuścił ją przodem a potem pomógł ściągnąć płaszcz. – Usiądź, rozgość się a ja coś szybko przygotuję
- O nie, nie ma mowy! – prawie krzyknęła a on popatrzył na nią zaskoczony. Zawstydziła się lekko, że uniosła głos w jego domu. W końcu była tylko gościem a w dodatku to jej szef.
- Przepraszam . . .
- Lubię kiedy jesteś taka stanowcza – obdarzył ją uśmiechem oczyszczając tym samym atmosferę.
- Jesteś zmęczony, to był pracowity dzień – podeszła do niego i pogładziła dłonią jego policzek -  idź pod prysznic a potem wygodnie się rozsiądź a ja wszystko przygotuje.
- Jesteś moim gościem i nie pozwolę . . . – położyła palec na jego ustach
-Miałam się panem zająć profesorze – uśmiechnęła się rozbrajająco – więc proszę mnie posłuchać
Zdał sobie sprawę jak bezbronny jest wobec jej wdzięków. Nie potrafił jej odmówić. Przy niej znikała cała jego stanowczość. Poszedł na górę. Schody były sporym wyzwaniem w dni kiedy dokuczał mu ból nogi. Szedł po nich powoli i tak żeby płomiennowłosa chirurg nie zauważyła jego cierpienia. Wziął leki przeciwbólowe i poszedł pod prysznic. Ciągle myślał o tym że kobieta jego marzeń właśnie krząta się po jego domu i szykuje wspólną kolację. Uśmiechnął się do tych myśli. Odświeżył się i od razu zrobiło mu się nieco lepiej. Leki przeciwbólowe zaczęły działać i ból nogi powili ustępował. Założył szarą idealnie dopasowaną koszulkę i jeansy i zszedł na dół. Usiadł na sofie i delektował się zapachem dochodzącym z kuchni. Po chwili przyszła Wiktoria niosąc tacę z naleśnikami.
- Nie pamiętam kiedy ostatnio jadłem coś z rąk kobiety – powiedział zalotnie. – wyglądają pysznie
- Nic innego na szybko nie wpadło mi do głowy.
Siedli przy stole i zaczęli jeść. Później Falkowicz poszedł do barku i przyniósł dobre czerwone wino. Przenieśli się na sofę. Andrzej dolał wina do kieliszków.
- Wspaniała kolacja. Dziękuję, że się zgodziłaś spędzić ten wieczór w moim towarzystwie – popatrzył jej w oczy
- Ostatnio coraz więcej czasu spędzamy razem – powiedziała cicho Wiki również wpatrując się w jego szare tęczówki . Przysunął się do niej i niepewnie wyjął z jej rąk kieliszek z winem. Odstawił go na stolik i założył kosmyk rudych włosów za ucho Consalidy. Czuł wielkie pożądanie. Pragnął jej ciała i chciał mieć ją tylko dla siebie. Nie chciał jej spłoszyć ale wiedział też, że długo nie wytrzyma. Wyglądała bardzo seksownie w szpilkach i krótkiej sukience bez ramion. Zbliżył się jeszcze bardziej i kiedy już chciał ją pocałować ona nagle wstała.
- Przepraszam – powiedziała lekko speszona. - Muszę iść do toalety – spuściła głowę i szybko poszła do łazienki. Wiedziała na co się decyduje, wiedziała też jak może skończyć się ten wieczór. Przecież wyobrażała sobie, że po kolacji wylądują w łóżku. Ale teraz kiedy prawie ogarnęła ich bez pamięci namiętność znów do jej głowy zapukały myśli czy aby przypadkiem Falkowicz nie chce zdobyć tylko jej ciała a potem zostawić. Bała się tego. Bała się bo zaczęło jej na nim zależeć. Zaczęła się angażować. Weź się w garść Consalida. Nie dowiesz się jak nie sprawdzisz – skarciła się w myślach. Przeczesała palcami lekko pokręcone włosy i wróciła do salonu. Andrzej nie siedział już z kieliszkiem wina, teraz popijał koniak. Usiadła koło niego bez słowa, czekała aż ją obejmie, przytuli… Nie zrobił jednak tego. Skarcił się, że jest zbyt natarczywy w stosunku do niej i próbował oprzeć się pokusie.

- Może coś obejrzymy – zaproponował chociaż wcale nie miał na to ochoty. Wybrał komedię romantyczną. Zamiast jednak oglądać film cały czas patrzył na nią. Była tak blisko a była tak niedostępna. Poczuła na sobie jego spojrzenie. Uśmiechnęła się pod nosem i odważnie spojrzała mu w oczy…

piątek, 10 stycznia 2014

CZĘŚĆ 15

Miała być w niedzielę ale  pomyślałam, że na początek weekendziku wam wstawię;) Dla wszystkich moich wiernych czytelniczek <3 Mam nadzieję, że spodoba wam się ta część :D  Smacznego :* ;)


CZ.15


- Padam z nóg- powiedziała sama do siebie wchodząc do kuchni. – Cześć Agatko – poklepała blondynkę po plecach.
- Cześć, Pani Profesor – zaznaczyła wyraźnie swoje słowa i uciekła śmiejąc się do salonu.
- Woźnickaaa! – krzyknęła za nią Wiki. Zrobiła sobie zielonej herbaty i poszła za przyjaciółką. Weszła do salonu i popatrzyła na nią karcąco.
- Strzelisz focha? – zapytała rozbawiona Agata
- Nie, strzelę Cię zaraz w twoją blond główkę – powiedziała powstrzymując śmiech. Pokręciła głową. – Idę z Falkowiczem na kolacje – szepnęła tak żeby nikt po za Agatą tego nie usłyszał. W swoim pokoju siedział Adam.
- No to szałowo! Idziemy się przyodziać w kieckę! – krzyknęła rozradowana Agata, zerwała się z kanapy i popędziła na górę.
- Wariatka! – krzyknęła za nią Consalida
Z pokoju wyłonił się zaspany Adam.
- Idziemy na imprezę? – zapytał z nadzieją w głosie mimo, że nie doszedł jeszcze do siebie po ostatniej domówce jaką urządził.
- Tak na imprezę – powiedziała z ironią – bezalkoholową – dodała z chytrym uśmieszkiem
- Łee to nie idę… - odchrząknął – to znaczy nie mogę, mam dużo pracy – udał smutek.
- Całe życie z wariatami . . . – skwitowała Wiktoria i poszła na górę.

***

-Nie wiem kompletnie w co się ubrać – rozłożyła ręce ruda
- Zaraz coś znajdziemy . .. – wymruczała Agata „nurkując” w szafie
- Musimy się wybrać na jakieś zakupy – zamyśliła się Wiki i popatrzyła na Agatę która prawie cała siedziała w szafie. – Ej, a ty co Narni szukasz czy kiecki? – zaśmiała się - zostało mi pól godziny do spotkania z diabłem! Wyłaź z tej szafy . . .
- Mam! – Agata wylazła z szafy zadowolona – Kupiłam ją na . . . – zastanowiła się chwilę – wyjątkową okazję. Ale ostatnio nie było żadnych okazji . . . – zamyśliła się
Myślę że będzie pasować – powiedziała pokazując przyjaciółce kremową sukienkę bez ramion. Na piersiach miała idealnie pasującą czarną kokardę ułożoną z materiału sukienki.
- Do tego czarne szpilki, delikatna biżuteria i będziesz wyglądać jak księżniczka. Będziecie niczym piękna i bestia – rozmarzyła się blondynka
- Skończ Agata – rzuciła w nią poduszką – nie czas na bajkowe marzenia – zabrała sukienkę i od razu poszła się przebrać. Wcześniej wzięła prysznic, umalowała się perfekcyjnie i dokładnie dobrała biżuterię. Po pół godziny była gotowa. Wyszła z łazienki.
- No, no bo się w tobie zakocham – zażartowała Woźnicka a Consalida popatrzyła na nią krzywo.
- Ty się lepiej weź za tego swojego Mareczka. Chodzi za tobą jak pies a ślini się jak głodny na widok kiełbasy – podsumowała
- A tobie przypadkiem się nie śpieszyło – zapytała z ironią Agata
- I tak już jestem spóźniona. Mam czas żeby cię podręczyć – zaśmiała się
- Marek ma żonę… Latoszek ma żonę – sami żonaci – powiedziała – I tak już wystarczająco namieszałam – spuściła smutno glowę
- Ojjjj moja bidulka – przytuliła ją ruda – pamiętaj że nie możesz obwiniać tylko siebie za błędy, no już głowa do góry. – Po za tym –powiedziała już wesoło – to ty mnie powinnaś pocieszać. Przecież właśnie idę rzucić się lwu na pożarcie. Sama z własnej woli. Nikt po mnie nie będzie płakał – zaśmiała się
- Masz objawy masochizmu – obie zaczęły się śmiać.

***

Usłyszała trąbienie taksówki którą zamówiła. Wzięła do ręki torebkę i skierowała się do wyjścia.
- No to idę… - powiedziała niepewnie do Woźnickiej
- No to idź i nie zawiedź szefa bo cię jeszcze zwolni – pokazała jej język a ruda tylko pokiwała głową wychodząc. Skierowała się do taksówki i zobaczyła białe BMW. Andrzej stał przy samochodzie i uśmiechał się.
- Miałeś czekać w domu… po co przyjeżdżałeś, poradziła bym sobie – popatrzyła zatroskana na zmęczoną twarz profesora
- Nie przyjechałem po ciebie – zobaczył jej pytające spojrzenie – czekałem tu cały czas. Ślicznie wyglądasz.
- Przecież ty ledwo stoisz na nogach! – skarciła go Consalida
- Pani doktor się mną zajmie – uniósł brwi
- Jedźmy już bo zaraz mi tu zejdziesz i nici z kolacji. A ja ponad pół godziny szukałam sukienki…
Wsiedli do samochodu i ruszyli do willi Falkowicza.
Jechali w milczeniu. Wiktoria zaczynała powoli przyznawać się sama przed sobą, że coś czuje do profesora. Nawet w tak banalnej chwili jak ta czuła się dobrze i bezpiecznie mimo tego, że o niczym nie rozmawiali a nawet nie patrzyli na siebie. Wystarczyło jej, że był blisko… Mimo to cały czas w głowie kłębiły się myśli czy on traktuje ją poważnie. Czy może chce zaciągnąć ją tylko do łóżka a potem cały ten czar pryśnie? To nie dawało jej spokoju ale kiedy była przy nim było jej tak dobrze. Zdecydowała, że zaryzykuje. Podejrzewała też jak skończy się ten wieczór. Na tą myśl niezauważalnie się uśmiechnęła. Jeżeli kocha się tak dobrze jak całuje i jak dobrym jest lekarzem to gdyby nie charakter byłby ideałem – przeszło jej przez myśl. Podświadomie chciała aby doszło do czegoś więcej. Dawno nie spędziła nocy z mężczyzną i brakowało jej czułości.

On również rozmyślał o Wiktori. Boże ona jest przepiękna! Do tego uparta, inteligentna i mądra… nie ma chyba żadnych wad. Widzę że boi się mi zaufać i w sumie wcale jej się nie dziwię. Może taka szuja jak ja nie powinna w ogóle się łudzić na cos więcej…? – pomyślał

poniedziałek, 6 stycznia 2014

CZĘŚĆ 14

Kompletnie nie jestem zadowolona z tej części :( Miałam dzisiaj mało czasu na pisanie mimo wolnego dnia i teraz wiem, że próba wykrzesania z siebie czegoś na siłę to nie najlepszy pomysł...
Mam nadzieję, że spojrzycie na tą część łaskawszym okiem :)
Następna część niestety dopiero w niedzielę ale obiecuję, że tym razem postaram się was nie zawieść;) 
Kończy się półrocze a to oznacza masę nauki. Niektóre przedmioty w tym roku kończą nam się definitywnie więc trzeba się przyłożyć...
Wiem, że i tak rzadko dodaję ale niestety teraz znów będę musiała się ograniczyć... Będę dodawała jedną część w ciągu weekendu. Przepraszam ale napięty grafik dnia codziennego nie pozwala mi na częstsze pisanie :( A i tak piszę po nocach co rano podczas wstawania o 5 jest mocno odczuwalne w skutkach :/ Jak zwykle się rozgadałam... 


CZ.14

Wiki wróciła do hotelu. Padła nieprzytomnie na łóżko, nie miała nawet siły iść pod prysznic.
Skuliła się  na łóżku i myślała o do niedawna jeszcze znienawidzonym przez nią profesorze. Ostatnie wszystkie jej myśli zapełniała jego osoba. Zmienił się, nie można było tego nie dostrzec. Ale czy to dzięki niej? Czy  może znowu coś planuje za plecami wszystkich i tylko udaje? Dzisiaj zachowywał się tak ja gdyby mu na niej naprawdę zależało. Wiedział że jest zmęczona więc pomógł jej chociaż wcale nie musiał. Mógł przecież wrócić do domu. A może on chce zdobyć tylko kolejne trofeum w postaci jej ciała? Może planuje tylko się z nią przespać i znów powrócić do dawnej Falkowiczości?
Długo rozmyślała aż w końcu zasnęła przytulona mocno do poduszki…

Cały tydzień był bardzo pracowity. Krajewski wyjechał, nie powiedział nawet dokąd i na jak długo. Wiki przejęła wszystkich jego pacjentów. Obiecali sobie z Andrzejem kolacje ale byli tak zapracowani, że nie mieli czasu dla siebie. Wiki większość czasu spędzała na bloku a Andrzej zajmował się pracą nad badaniami, pomagał przy pacjentach i dodatkowo obrał sobie za cel utemperować stażystki. Ganił je na każdym kroku i zaganiał do najgorszej roboty kiedy tylko nadarzyła się okazja, aż w końcu zaczęły go dla świętego spokoju unikać.

***

Profesor znalazł chwilę przerwy żeby usiąść na kanapie w swoim gabinecie. Miał ochotę na – kolejną już tego dnia – mocną kawę. Wiedział, że pice kawy w tak dużych ilościach jest szkodliwe ale bez tego nie był w stanie trzeźwo myśleć… Od kiedy właściwie ja zacząłem tyle pracować… i to z taką angażacją i poświęceniem dla pacjentów? – zastanawiał się w myślach
Do gabinetu weszła Wiki.
- Cześć – powiedziała nieprzytomnie siadając przy nim na kanapie.
- Witam Panią doktor – ucałował ją lekko w czubek głowy – przerwa? – zapytał
- Co? Nie dzisiaj nie mam przerw nawet na to by pójść do toalety – wstała – przyszłam po dokumenty pacjenta Adama z pod 8
Falkowicz podniósł się ociężale. Noga znów zaczęła o sobie przypominać. Podał Wiktorii dokumenty
- Całe szczęście, że od jutro weekend. W końcu wolne… - wymusił uśmiech. Był tak zmęczony i tak doskwierał mu ból nogi, że nawet uśmiechnięcie się sprawiało trudności.
- Przez cały weekend będę na zmianę spała i leżała… - westchnęła marzycielsko Wiki
- Sama? – zapytał zalotnie profesor a Wiktoria szturchnęła go zaczepnie w ramię.
- Muszę wracać do pacjentów – odwróciła się na pięcie i wyszła z gabinetu.

***

Nareszcie upragniona chwila. Wiki skończyła dyżur pół godziny później niż powinna. Poszła się przebrać i skierowała się do wyjścia. Przed drzwiami czekał na nią Andrzej.
- Co ty tu robisz? –zdziwiła się Wiki – znowu na mnie czekasz – odpowiedziała sama sobie na zadane pytanie zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. On tylko czule się uśmiechnął. Pokręciła głową.
- Powinieneś już dawno być w domu. Myślisz, że nie zauważyłam, że znów boli Cię noga…
- Obiecałaś mi kolację – zmienił szybko temat
- Powinniśmy odpocząć . . .
- Możemy odpoczywać w swoim towarzystwie – znów jej przerwał
- No dobrze… zgoda. Ale teraz jedziesz do domu a ja idę do hotelu. Chcę się odświeżyć no i muszę się przebrać

- W takim razie czekam – poszedł do samochodu i obserwował Wiki idącą do domu z uśmiechem na twarzy.

niedziela, 5 stycznia 2014

CZĘŚĆ 13

Pamiętam, pamiętam ;) Już wiem kto mi tak nabija wejścia na bloga :P A jest już ich ponad 3 tysiące! 
Rok zaczynam pechową 13 :D Ale czy rzeczywiście pechowa? No cóż pozostawiam to do waszej oceny <3
No i nie pozostaje mi nic innego jak zadedykować tą część dwóm moim największym niecierpliwcom: zakręconej i szalonej oraz asi0807
Proszę kochane:*



CZ.13 

Falkowicz ruszył pewnym krokiem do bufetu. Nie pomylił się. Zastał tam dwie stażystki których opiekunem była Consalida. Ta dziewczyna jest dla nich zdecydowanie za dobra - pomyślał – daje sobie wchodzić na głowę… już ja je utemperuje – uśmiechnął się złowieszczo.
- O, witam miłe panie - powiedział z udawaną sympatią
- Dzień dobry profesorze - obie jak na rozkaz się zarumieniły
- Może napiją się Panie kawy?
- A bardzo chętnie – odparła Klaudia
- To zapraszam do lekarskiego i proszę sobie zrobić – powiedział spokojnie już bez udawanej troski – I ja też przy okazji poproszę!
Stażystki popatrzyły na siebie.
- No do roboty. Czekam na kawę, jak przyjdę do lekarskiego to ma już na mnie czekać. A na panie czeka dokumentacja do uzupełnienia…duużooo dokumentacji! Także radził bym się pośpieszyć – uśmiechnął się szyderczo
- Ale doktor Consalida… - chciała powiedzieć Klaudia
-Doktor Consalida teraz będzie operować a wy nie jesteście na wczasach.  – urwał jej profesor
- Przydajcie się w końcu do czegoś – rzucił i wyszedł.
- Co za gnida . . . –mruknęła Klaudia
- Gorszy niż ta cała Consalida – dodała Ola

***

Wiki zeszła z bloku. Cudem udało się uratować pacjenta który miał bardzo poważne obrażenia wewnętrzne. Kilka godzin na sali operacyjnej wyssało z Wiktorii resztkę sił. Miała ochotę usiąść w kącie, schować się przed wszystkim i wszystkimi i popłakać. Dać w końcu ujść wszystkim nagromadzonym w niej emocją. Zarówno tym pozytywnym jak i negatywnym. No ale musiała by się nie nazywać Consalida. Oparła się chwilę o ścianę kiedy zmęczenie zakręciło jej w głowie. Przymrużyła oczy i zrobiła głęboki wdech. Przecież nie może dać po sobie poznać, że ma już dość, że jest przemęczona i że obowiązki których ma na głowie bardzo dużo, zaczynają ją przerastać.
Weszła do pokoju lekarskiego. Dwie stażystki obłożone stertą papierów wszystko sumiennie uzupełniały.
- Co wy robicie? – zapytała zaskoczona – Chyba powiedziałam wyraźnie, że macie mi się dzisiaj nie plątać pod nogami – powiedziała znużona
- Profesor kazał nam się tym zająć – odparła szybko Ola
- Profesor? Te dokumenty mają się jeszcze dzisiaj znaleźć u Sambora. Mam wielką nadzieję, że nic nie poprzekręcałyście bo…
- Zaczyna się wykład – burknęła pod nosem Klaudia
- Mówiłaś coś? – oburzyła się Wiktoria
- Spokojnie drogie Panie. Wiktorio zagoniłem twoje owieczki do pracy. Chyba potrafią wypełniać dokumenty – Falkowicz wszedł do pokoju i popatrzył z politowaniem na młode lekarki. - Mam nadzieję, że nie przespały całych swoich studiów na medycynie.
- A ja mam nadzieję, że nic nie spartolą, no ale niech już będzie… Jak coś to wszystko zgonię na Ciebie -  wymusiła uśmiech – Przepraszam muszę jeszcze zająć się pacjentem Krajewskiego – przewróciła oczami i wyszła z pokoju a Falko poszedł za nią.

***

- No to wszystko jasne – powiedziała Klaudia
- Ale, że co?
- Olka to przecież widać gołym okiem! Ruda zołza z nim sypia…
Olka pokręciła tylko głową
- Może i mi uda się w końcu wyhaczyć jakiegoś dobrze usytuowanego lekarza… - myślała głośno stażystka – tylko cholera wszyscy sensowni są już zajęci. Bo jak widać inaczej w tym szpitalu nic nie osiągniesz… tobie też radzę blondyna się kimś zająć. Bierzmy przykład ze wspaniałej doktor Consalidy – podsumowała Klaudia
- Daj już spokój i zajmij się robotą -  parsknęła młoda blondynka

***

Wiktoria nie zdążyła wejść do Sali Kozerskiego, Falkowicz dogonił ją i zdążył ją złapać za rękę.
- Andrzej . . . Daj mi spokój mam pacjenta, jestem zmęczona a pracę powinnam skończyć już dobrą godzinę temu. Zresztą ty też… co ty tu jeszcze robisz!
- Czekam na moją księżniczkę – przyciągnął ją lekko do siebie
Mimo złości po jego słowach musiała się uśmiechnąć.
- Nad papierami siedzą stażystki a pacjentem Krajewskiego zająłem się ja kiedy ty operowałaś. Wszystko jest w porządku – założył jej kosmyk włosów za ucho.
- Należy mi się nagroda – chciał ją pocałować ale ona szybko zatrzymała jego usta palcem.
- Nie zapominaj się… jesteśmy w szpitalu. – powiedziała szeptem – Dziękuję – dodała i obdarzyła go pięknym uśmiechem.
- Widzę, że taka nagroda musi mi dzisiaj wystarczyć – powiedział z zawodem
- To był ciężki dzień . . . – westchnęła – Ale przyjmuje zaproszenie na kolacje. Mam nadzieję, że lokal w którym ostatnio byliśmy będzie jutro otwarty  - zaśmiała się i puściła mu oczko ;)