wtorek, 31 grudnia 2013

CZĘŚĆ 12

Kolejna część tak jak obiecałam:) Mam nadzieję, że wam się spodoba ;)
Jako, że dzisiaj mamy ostatni dzień tego roku to chce wam kochane życzyć wszystkiego co najlepsze, samych sukcesów i spełnienia marzeń:) Macie na to cały rok 2014:) 
Po za tym pragnę podziękować za (prawie) 2400 wejść no mojego bloga i wszystkie bardzo miłe i wiele dla mnie znaczące komentarze :*
Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję <3
Mam też nadzieję, że w przyszłym roku doczekamy się FaWi ;)


CZ.12


Od rana w szpitalu było mnóstwo roboty. Wiki i Andrzej tylko w pośpiechu się mijali. Ale za każdym razem na ich twarzach gościł uśmiech od ucha do ucha.
Wiktoria miała trudnych pacjentów i dodatkowo wypełnianie dokumentacji. Po obchodzie i ciężkiej operacji którą przeprowadziła z Piotrem wpadła zmęczona do pokoju lekarskiego robiąc sobie kawę i rozkładając teczkę z dokumentami.
- Hmm no to zaczynamy zabawę – mruknęła patrząc na stos papierów.
Do pokoju wszedł Adam.
- O hej Wiki – ucieszył się na widok dziewczyny – słuchaj mam do Ciebie sprawę
- No słucham. Streszczaj się bo jak widzisz jestem trochę zajęta – mruknęła nie odrywając uwagi od swojej pracy
- Muszę się zerwać godzinę wcześniej z roboty… przejmiesz mojego pacjenta – zapytał z nadzieją
- Kpisz ze mnie?! Zobacz ile mam własnej pracy, padam na twarz i mam przejmować dodatkową robotę bo ty musisz się zerwać z pracy – powiedziała oburzona i zdenerwowana patrząc na Adama – Zapomnij – powiedziała stanowczo i już spokojniej. – Znajdź sobie inna ofiarę na mnie  nie licz i spadaj bo mi przeszkadzasz – rzuciła
- A nie, nie to ja ci bardzo dziękuje! Zawsze można na ciebie liczyć – powiedział z ironią i wyszedł z lekarskiego mijając się z Falkowiczem.
- Ktoś tu dzisiaj nie w humorze? – zapytał podchodząc do młodej chirurg i delikatnie całując ją w czoło.
- Mam dzisiaj wyjątkowo dużo pracy, stażystki na głowie i stos papierkowej roboty . . . – westchnęła smutno
- Może dasz się dzisiaj zaprosić na kolację? – powiedział z uśmiechem
Wiki w końcu oderwała swoją uwagę od papierów i spojrzała na niego odwzajemniając uśmiech.
- Kolacja w tym samym lokalu?
- A co nie podobało się pani doktor? – droczył się z nią
- Lokal całkiem, całkiem – zaśmiała się – Tylko towarzystwo strasznie nachalne – dała mu delikatnego kuksańca w bok
- A ja nie narzekam – znów pocałował ją w czoło.

***

Do pokoju wszedł Sambor. Zdziwił go widok roześmianego Falkowicza opartego o biurko i Wiktori zapatrzonej w niego jak w obrazek. Czyżby mięli się ku sobie?
- Dzień dobry państwu. Mam nadzieję że nie przeszkadzam – powiedział – Pani Wiktorio czy ma dla mnie Pani już dokumenty o które prosiłem? – zapytał
Falkowicz tylko zmierzył ostrym spojrzeniem doktora i usiadł na niebieskiej sofie delektując się widokiem Wiktorii, zapachem kawy unoszącym się w powietrzu i chwilą odpoczynku.
Wiktoria popatrzyła na Michała zakłopotana i spuściła głowę. – Przepraszam doktorze, wyleciało mi z głowy.
- Proszę przynieść mi te dokumenty jak najszybciej do gabinetu. Tu się pracuje – popatrzył na Falkowicza – a nie ucina pogawędki. Nie ma na to czasu. Po za tym proszę się szykować do operacji…
- Ale doktorze ja przed chwilą zeszłam z bloku… nie może operować ktoś inny
- Nie – powiedział po prostu Sambor – mamy dzisiaj niezły młyn i wszyscy są zajęci. Wiozą nam 3 osoby z wypadku jedna w stanie ciężkim od razu na blok.
Już chciał wyjść z pokoju ale zatrzymał się w drzwiach.
- Zapomniał bym. Doktor Krajewski zmuszony był wziąć dzisiaj wolne i prosił żeby przejęła pani jego pacjenta. Pan Kozerski z pod 5… - wyszedł nie czekając na reakcję Consalidy.
Falkowicz widząc wściekłość wymalowaną na twarzy rudej dziewczyny, wziął krzesełko i usiadł zaraz koło niej przytulając ją.
- Jak widzisz nici z kolacji, ze spokojnego wieczoru ze wszystkiego – powiedziała oburzona
- Cholera zabije tego Adama mówiłam mu że mam masę roboty i . . .
-Zaraz wszystko zorganizujemy – przerwał jej i wstał gwałtownie z krzesła. – No zostaw te papiery i szykuj się do operacji – popatrzyła na niego zdziwiona.

Cholera mówię mu że padam na twarz a on jeszcze mnie pogania- pomyślała

piątek, 27 grudnia 2013

CZĘŚĆ 11

Mam nadzieję, że was nie zawiodę tą częścią bo coś czuję, że po poprzedniej części liczyłyście pewnie na hota :D Na to jeszcze przyjdzie czas...;) 
Część króciutka ale za to przełomowa :) Niestety nie wiem kiedy pojawi się next... :( Może w tym roku jeszcze coś wyskrobię a może dopiero po Nowym Roku... sama nie wiem jak będzie z wolnym czasem :c
Miłego czytania i pozdrawiam :*


CZ.11


-Andrzej… - Wiktoria poprawiła szybko ramiączko i wstała. Popatrzyła Andrzejowi prosto w oczy. – Lepiej będzie jak już pójdę– powiedziała cicho
- Myślałem, że zostaniesz – założył kosmyk jej włosów za ucho i delikatnie musnął dłonią policzek. Wiki spuściła głowę.
- Nie mogę – pokręciła głową i wyminęła Falkowicza kierując się do drzwi. Sięgnęła po płaszcz.
- Uciekasz? – zapytał Andrzej
-Co? – zdziwiła się Wiki i podeszła do niego – Nie traktuj tego jak ucieczki – pokręciła głową wpatrując się w twarz Falkowicza – Po prostu…Nie dziś, nie teraz .  .  . – uśmiechnęła się nieśmiało a profesor objął ją w tali i docisnął do ściany.
- Dzisiaj to ty chcesz się ze mną chłodno pożegnać – musnął delikatnie jej usta a Consalida w końcu uległa i odwzajemniła delikatny nieśmiały pocałunek. To zaskoczyło Andrzeja. Do tej pory była niedostępna. W reszcie poczuł jej smak i teraz był już pewny, że kocha tą kobietę tak jak nikogo innego nigdy wcześniej. Pogłębił pocałunek. Wiktoria też tego chciała. Nie była w stanie dłużej oszukiwać samej siebie. Pragnęła go. Przy nim czuła się bezpiecznie i dobrze. Oboje ciężko oddychali, zaczęło brakować im tchu. Przerwali pocałunek opierając się o siebie czołami.
-No, no pani doktor – powiedział zmysłowo Falkowicz próbując wyrównać oddech – Jestem pod wrażeniem pani umiejętności – wyszeptał jej do ucha i zaczął całować szyję a potem znowu usta. Wiktoria objęła dłońmi jego szyję a on wplótł rękę w jej włosy. Chcieli jak najbardziej pogłębić pieszczotę. Wiki pierwsza przerwała czując, że ręka Andrzeja która błądziła po jej plecach coraz częściej zahacza o haftki stanika. Kładąc rękę na klatce piersiowej lekko go odepchnęła.
- Naprawdę, muszę iść – powiedziała bez przekonania. Po prostu czuła, że to dzieje się za szybko.
- Nie zasnę bez ciebie . . . – wymruczał smutno Falkowicz – z tobą w tym domu jest inaczej – zastanowił się chwilę – lepiej…
- Andrzej…
- Wiki ja wiem, że boisz mi się zaufać – przerwał jej Falkowicz
- To nie tak. Nie tylko o to chodzi. Jest Przemek, szpital, wszyscy w Leśnej Górze… pracujemy razem. Wiesz jak to będzie wyglądało… - zaczęła się tłumaczyć
- Nie obchodzi mnie zdanie innych – powiedział bez emocji – Chce tylko żebyś dała mi szansę – uśmiechnął się czule a Wiktoria znów go pocałowała
- Dajmy sobie trochę czasu, dobrze? – powiedziała to tak, że nie był w stanie jej odmówić, skinął twierdząco głową.
- Dziękuję za kolację . . . i za to, że nie uciekłaś jak tu przyjechaliśmy – zaśmiał się i pomógł założyć jej płaszcz

- Ja też dziękuję . . . i dobranoc – pocałowała go delikatnie i poszła do taksówki która już na nią czekała.

czwartek, 26 grudnia 2013

CZĘŚĆ 10

Dla FaWikomaniaczek spragnionych FaWi :P Dziwię się sama sobie, że udało mi się jeszcze dzisiaj coś napisać :D To dzięki moim najwierniejszym komentatorkom ;) I nie wyszło najgorzej... chyba ;) Miłego czytania :*
PS: Teraz komentować mogą także Anonimki :)


CZ. 10


Wiki skończyła dyżur, przebrała się i poszła odetchnąć na ławkę przed szpitalem. Siedziała myśląc o Falkowiczu i o tym czy dobrze zrobiła decydując się na kolację z nim.
- A ty jeszcze nie gotowa – powiedział Falkowicz
Wiki przestraszyła się jego nagłym pojawieniem i szybko odwróciła się w jego stronę.
- Zwariowałeś – oburzyła się
- Przepraszam skarbie nie chciałem Cię wystraszyć – uniósł delikatnie jej dłoń i ucałował
Zaraz, zaraz czy on przed chwilą powiedział do mnie skarbie?- pomyślała Wiki i od razu zrobiło się jej cieplej na sercu. – Dlaczego mi nie powiedziałeś, że wziąłeś sobie wolne? Mieliśmy dzisiaj razem operować – powiedziała – Przez twoją nieobecność musiałam znosić Jakubka – stwierdziła z żalem
-Wiem, wiem ale miałem kilka spraw do załatwienia. Musiałem dzisiaj się zerwać. To co … kolacja? – uśmiechnął się
- Nie mam dzisiaj siły ale jestem strasznie głodna. Daj mi pół godziny. Muszę się ogarnąć – puściła mu oczko.
- Zaczekam na Ciebie w samochodzie – odpowiedział nie mogąc doczekać się wieczoru z rudowłosą panią chirurg.

***

Po prawie godzinie czekania Falkowicz zobaczył w drzwiach hotelu rudowłosego anioła. Nie mógł oderwać od niej oczu. Miała na sobie czarne szpilki i kremowo czarną sukienkę. Lekko pokręciła włosy. Cały czas siedział za kierownica samochodu podążając za nią wzrokiem. Wiki podeszłą do samochodu i zapukała lekko w szybę. Myślała, że jak na dżentelmena przystało Falkowicz otworzy jej drzwi ale ten siedział jak zamurowany. Weszła do samochodu,
- No, no prawdziwy dżentelmen z ciebie. – przewróciła oczami
- Prześlicznie wyglądasz – wydukał zachwycony Consalidą Falkowicz
- Jesteś pewny, że możesz w tym stanie prowadzić? – zaśmiała się Wiktoria
- Jestem znakomitym kierowcą – powiedział dumnie – Ale przyznaję, przy tobie mogę mieć zaburzenia koncentracji – zaśmiali się oboje i Falkowicz ruszył z przed hotelu.
- To dokąd mnie zabierasz – popatrzyła w jego stronę.
- Niespodzianka – uśmiechnął się szyderczo nie odrywając wzroku od drogi

***

- No to jesteśmy – powiedział Falkowicz z napięciem czekając na reakcję Wiktorii
- Żartujesz sobie?! – powiedziała oburzona – Dla swojego dobra powiedz, że żartujesz lub że czegoś zapomniałeś – prawie wykrzyczała patrząc na willę Andrzeja
- No chyba się nie boisz – czuł, że traci kontrolę nad sytuacją i obawiał się, że Wiki będzie chciała wracać do domu.
- Mieliśmy zjeść kolację…
- I zjemy – uśmiechnął się i wysiadł z samochodu. Wiki szybko, wszystko analizowała. Zastanawiała się do czego to zmierza. Otwarł jej drzwi i pomógł wysiąść z samochodu.
- Dziękuję.
Szli pięknie oświetloną alejką przez ogród Falkowicza. Wiki  nie mogła wyjść z podziwu widząc piękno ogrodu. Pięknie rozmieszczone krzewy i alejki obsadzone na zmianę białymi i czerwonymi różami. W oczy rzuciła jej się też duża altanka obsadzona winogronem. Weszli do domu. Andrzej pomógł zdjąć jej płaszcz i zachęcił ręką do wejścia do salonu. Oczom Wiktorii ukazało się pięknie i nowocześnie udekorowane wnętrze. Na środku stał duży, pięknie zastawiony stół na którym paliły się już świece. W kominku było słychać tańczące płomienie. Andrzej odsunął krzesełko dla Wiktorii.
- Usiądź proszę – uśmiechnął się – Za sekundkę wracam – poszedł do kuchni
Ruda odprowadziła go wzrokiem i cały czas intensywnie rozglądała się po wielkim pomieszczeniu. Wszystko było idealnie poukładane. Było czysto, panował ład i porządek jeszcze większy niż w jego szpitalnym gabinecie.
- Bon Appetit – Falkowicz przyniósł szampana i przygotowane dania – Mam nadzieję, że będzie Ci smakowało – uśmiechnął się

***

Skrępowanie które na początku towarzyszyło Wiktorii całkowicie ją opuściło.
- I ty naprawdę sam przygotowałeś całą kolację? – zapytała z niedowierzaniem wycierając usta serwetką.
- Powtórzę raz jeszcze – cały czas się uśmiechał – jestem człowiekiem wielu talentów
- Tak dobrze nie gotuje nawet moja mama – wzięła łyk szampana
- Dolać? – zaproponował widząc, że trunek w kieliszku młodej chirurg prawie się skończył
- Bardzo chętnie – Falkowicz wstał i dolał Wiki szampana. Popatrzyła na niego intensywnie zielonymi oczami
- Czy profesor przypadkiem nie próbuje mnie upić – zapytała zalotnie
- Nawet przez chwilę przez myśl mi to nie przeszło – uśmiechnął się rozbrajająco i stanął za nią lekko masując jej ramiona – Strasznie jesteś spięta… - powiedział
- Miałam bardzo ciężki dzień – odpowiedziała rozkoszując się dotykiem jego dłoni i lekko przechylając głowę.

Falkowicz miał ochotę pocałować ją w odsłonięty kawałek szyi ale zdążył się powstrzymać i zamiast tego masując jej ramiona zsunął delikatnie ramiączko jej sukienki…

CZĘŚĆ 9

Obiecałam i dodaję ;) Chociaż znowu mam wrażenie, że coś jest źle albo niespójnie napisane :c Już sama nie wiem... :c
Tak to jest jak się coś tworzy bez weny. A moja uciekła i nie chce wrócić :D
Z góry przepraszam za błędy...


CZ. 9

Tego wieczoru Agata odpuściła Wiki przesłuchanie. Czuła, że jej przyjaciółka obdarzyła uczuciem profesora ale sama się jeszcze do końca do tego nie przyznawała. Zastanawiała się tylko czy profesor będzie potrafił to szczerze odwzajemnić i czy nie jest to jakaś kolejna intryga z jego strony.

***

Wiki nie mogła długo zasnąć. Zamykając oczy od razu widziała swojego „księcia”. Czuła cały czas jego zapach i ciepło jego dłoni. Myślała o tym jak dalej rozwinie się ich relacja i ile może stracić wiążąc się z nim. Przemek jej nigdy tego nie wybaczy. W szpitalu będą ją wytykać palcami i wyjdzie na to, że robi karierę przez łóżko. Ale mimo wszystko coś kusiło ją żeby spróbować. Żeby w końcu zrobić krok do przodu. Żałowała, że nie odwzajemniła dzisiejszego pocałunku. Była bardzo ciekawa smaku jego ust. Musi zacząć myśleć o sobie. Musi zacząć kierować się swoim szczęściem a to w końcu przy nim najczęściej się uśmiechała.
Zacisnęła mocno oczy i przytuliła głowę do poduszki. W końcu po ciężkim dniu zasnęła a śnił jej się oczywiście Falkowicz.

***

Jej poranek zawsze wyglądał tak samo. Dzwonił przeklęty budzik, ociężale wstawała z łóżka i szła do łazienki przygotować się do ciężkiego dnia. Potem szybkie śniadanie i kawa.
Kilka minut spacerkiem do szpitala i była na miejscu. Jeszcze tylko przebrać się założyć kitel i obchód. I tak codziennie. Lubiła swoją pracę, lubiła miejsce swojej pracy a ostatnio najbardziej lubiła towarzystwo profesora.
Ciekawe czemu dzisiaj go nie ma – pomyślała kończąc obchód. Wpadła na nią Agata.
- O Wiki, przepraszam. Mam dzisiaj urwanie głowy. Cholera akurat teraz Witek musiał wziąć wolne.
- Faceci tacy już są. Nigdy ich niema kiedy są potrzebni – powiedziała myśląc o Andrzeju
- Święta prawda. Ruda pomożesz mi z tymi papierami? Sama będę siedziała z tym do rana – uniosła wyżej stertę dokumentów które niosła i popatrzyła na nią błagalnym wzrokiem
- Rude to wredne a wiec, nie – pokazała jej język
- Oj weź i tak nie masz nic innego do roboty a Falkowicz wziął na dzisiaj urlop – odparła
- No dobra, ale ten jeden jedyny raz – uśmiechnęła się i wzięła część dokumentów od Agaty.
Godzinę później obie głęboko odetchnęły kończąc wypełniać i układać dokumenty.
- Skończone ale wisisz mi przysługę i dobrą kawę – uśmiechnęła się ruda
- Dzięki za pomoc. – powiedziała - Pokłóciłaś się z profesorkiem? – zapytała nagle
- Nie skąd ten pomysł? Wręcz przeciwnie – uśmiechnęła się – wczoraj postanowiłam zrobić krok do przodu i zgodziłam się na kolacje z nim – zawahała się przez chwilę – nie wiem czy dobrze zrobiłam Agata. Ten facet ostatnio przyciąga mnie jak magnez, nie umiem nad sobą panować – spuściła głowę mówiąc półszeptem – gdybyś wczoraj się nie pojawiła… - u niosła głowę patrząc na nią porozumiewawczo i delikatnie się uśmiechając.
- No to działaj Wiki – zaśmiała się blondynka – Tylko nie angażuj się zbyt mocno. Nie zapominaj jaki był Falkowicz i bądź czujna.
- Ale Przemek… - zaczęła ale Agata od razu jej przerwała
- Do Przemka nie docierają pewne fakty. On najchętniej obwiniał by wszystko i wszystkich za śmierć Ludmiły. Oczywiście nie mówię, że Falkowicz jest bez winy ale w jej przypadku nic nie dało się zrobić. Przemek nie chce tego przyjąć do wiadomości i wyżywa się na nas wszystkich. On nie może mieć do Ciebie pretensji, że próbujesz ułożyć sobie jakoś życie. Jeszcze niedawno Cię zostawił kiedy potrzebowałaś wsparcia a teraz nagle chce się bawić w starszego brata?! Daj spokój… On też powinien już zapomnieć i układać sobie życie na nowo a nie rozgrzebywać bez przerwy stare rany – oburzyła się Agata.
-Idź na tą kolację i baw się dobrze. Tylko nie za dobrze – zaśmiała się – W końcu kolacja z szefem…przystojnym szefem… to nie przestępstwo. Oboje jesteście dorośli a jeden wspólny wieczór to jeszcze nic zobowiązującego. - dodała

- Dzięki Agatko, naprawdę cieszę się, że mam tak wspaniałą przyjaciółkę – przytuliła ją lekko

wtorek, 24 grudnia 2013

CZĘŚĆ 8

A więc tak... na początku pragnę pięknie podziękować za ponad 1200 wejść na mojego bloga poświęconego FaWi :) Bardzo się cieszę, że ktoś zagląda:)
Obiecałam prezent świąteczny i oto i jest;) Chociaż nie jestem zbytnio zadowolona z tej części... 
Mimo wszystko pragnę ją zadedykować Anastazi, Majce G., Weronice, zakręconej i szalonej, , fawi oraz aasi0807  <3
Dziękuję wam z całego serducha za komentarze i za obecność :* 
Sprawiacie mi tym ogromną radość:* Dziękuję! 
No i jeszcze raz życzę wam spokojnych, radosnych świąt spędzonych w rodzinnym gronie i spełnienia marzeń !!!


CZ.8


-To co teraz muszę się przyzwyczajać, że Falkowicz co wieczór będzie Cię odprowadzał i że co wieczór będziecie sterczeć pod drzwiami?– zaśmiała się blondynka po wejściu do mieszkania – Dlaczego go do środka nie zaprosiłaś, co? Ostatnio chodzisz z głową w chmurach a facet chyba naprawdę się stara. Spędzacie ze sobą mnóstwo czasu. Aż dziwne, że ja to mówię – podsumowała i popatrzyła na stojącą w bezruchu i zamyśleniu Wiktorię która wyraźnie jej nie słuchała.
- Halo Wiki, zejdź w końcu na ziemię i przestań marzyć, twój książe na białym koniu już pewnie odjechał… - zaczęła się martwić czy z Wiki na pewno wszystko w porządku – No chodź, zdejmuj tą kurtkę i marsz do kuchni. Zrobię ci gorącej herbatki i … nie zdążyła dokończyć bo Wiki rzuciła w kąt torebkę i wybiegła z hotelu.

***

Poszła szybkim krokiem w stronę szpitalnego parkingu. Miała nadzieję że jeszcze uda jej się go złapać. Nie chciała żeby ten dzień się tak kończył. Czekał na nią, odprowadził do domu mimo zmęczenia, PRZEPROSIŁ za coś za co w cale nie musiał… a ona stchórzyła. Pożegnał się z nią tak chłodno i ze smutkiem, a ona na koniec dnia chciała zobaczyć radość w jego oczach. Udało się. Profesor stał w zamyśleniu oparty o maskę swojego białego BMW. „Książe na białym koniu… „ – przypomniała sobie w myślach słowa Agaty i niezauważalnie się uśmiechnęła
- Andrzej, poczekaj!- podbiegła do niego a on wyrwał się z zamyślenia
- Wiki… ? - spojrzał na nią pytająco
Nic nie powiedziała tylko popatrzyła mu prosto w oczy. Widziała jak jego oczy ciemnieją a jednocześnie z odcieni szarości przechodzą w błękit. Przybliżyła się i znowu pocałowała go w policzek, tym razem jak kogoś znacznie więcej niż przyjaciela. Falkowicz toczył bitwę z myślami. Miał ochotę ją całować, kochać się z nią i nie wypuścić z ramion ale się bał. Nigdy nikogo tak naprawdę nie kochał, nie obdarzał prawdziwym uczuciem i nie wiedział jak się ma zachować. Nie chciał znowu czegoś spie.przyć. Rozkoszował się więc jej zapachem. Wiki nagle objęła go za szyję i mocno przytuliła. Poczuła, że potrzebuje jego bliskości i że na to może sobie pozwolić. Na to Falk nie był już obojętny. Przyciągnął ją do siebie jeszcze mocniej i pogładził po plecach.
-Może dasz się zaprosić jutro na kolację? – powiedział kiedy Wiktoria wypuściła go z objęć. Uśmiechał się od ucha do ucha co udzieliło się też Wiktorii.
- Może . . . – powiedziała zaczepnie. - Nie wiem czy zasłużyłeś… strasznie chłodno się pożegnałeś ze mną przed hotelem – stwierdziła karcąco z rozbawieniem – a potem mi uciekłeś taki smutny - westchnęła  a ja chciałam Cię jeszcze przytulić- uśmiechnęła się
- A ja chciałem cię pocałować – wypalił nie zdając sobie po części sprawy z tego co mówi.
- A nadal chcesz? – zapytała patrząc na niego z błyskiem w oczach
Objął ją w tali i przyciągnął do siebie tak jak chciał to zrobić przed hotelem. Tym razem Wiki nie stawiała oporu. Założył kosmyk rudych włosów za ucho i delikatnie musnął jej usta. Przeszedł ich dreszcz i Andrzej złożył jeszcze jeden tym razem pewniejszy pocałunek. Wiki jednak go nie odwzajemniła chociaż bardzo chciała. Przerwał i popatrzył na nią. Zobaczył piękny widok przymkniętych oczu i szczerego uśmiechu.
- Profesorze widzę, że jest pan mistrzem nie tylko medycyny- powiedziała
- Jestem specjalistą kilku dziedzin – uśmiechnął się w charakterystyczny sposób i oboje wybuchli śmiechem – Chcesz się przekonać – powiedział zaczepnie
- Wierzę Ci na słowo – puściła mu oczko – Muszę już iść bo Agata zacznie się martwić – pogładziła dłonią jego policzek
- I znowu pojawi się z nikąd i nam przerwie – przewrócił oczami
- Do zobaczenia jutro w pracy…a potem na kolacji – pocałowała go szybko w usta tak że nawet nie zdążył zareagować i odeszła w stronę hotelu.

niedziela, 22 grudnia 2013

CZĘŚĆ 7

Majeczko G. pod częścią 6 zostawiłam komentarz z pewnym pytaniem :) Może ty pomożesz;)
Po za tym przedstawiam część 7 ;) Kolejną postaram się wstawić w Wigilię jako prezent świąteczny dla moich kochanych czytelniczek :* Tak jak obiecałam na samym początku, że będę uprzedzać o mojej nieobecności tak teraz uprzedzam, że w najbliższy weekend nie dodam nic :c 
Może w niedzielę ale to naprawdę nie obiecuję... po 18 koleżanki mogę nie mieć do tego głowy :D


CZ.7

Obchód nie należał do najprostszych. Trafiło się kilku nieznośnych pacjentów. Później Wiki miała dwie planowane operacje. Jedną z Piotrem a drugą z Andrzejem. Cieszyła się na myśl o tym. Lubiła z nim pracować. Tworzyli idealnie zgrany zespół. Uzupełniali się nawzajem przy stole operacyjnym. Mistrz i uczennica. Wiki zastanawiała się czy w życiu prywatnym również tak dobrze by się uzupełniali.
Operacja była długa i męcząca ale na szczęście obyło się bez komplikacji. Wiki była wykończona a Falkowiczowi zaczął doskwierać ból nogi.
- Napijesz się ze mną wreszcie tej kawy? – zapytał rudowłosą lekarkę marszcząc delikatnie czoło
- Pewnie. Andrzej, wszystko w porządku? – zapytała uważnie przyglądając się szefowi
Falkowicz od razu szeroko się uśmiechnął.
- Czyżby pani doktor się o mnie martwiła – uniósł brwi
Wiktoria pokiwała głową i zaczepnie szturchnęła go w ramię
- Chodźmy na tę kawę- powiedziała i ruszyli do jego gabinetu

***

Falkowicz czół, że traci głowę dla tej rudej piękności. Coraz trudniej było mu panować nad sobą. Szczególnie w takich chwilach jak ta. Siedzą sobie sami w gabinecie, piją kawę i rozmawiają zupełnie wyluzowani na przeróżne tematy. Była tak blisko. Miał ochotę wziąć ją na kolana i mocno przytulić a potem namiętnie pocałować. Ale czuł, że to jeszcze za wcześnie. Wiedział, że to by wszystko przekreśliło. W końcu to nie jest jakaś tam kobieta tylko doktor Wiktoria Consalida! Jednak wewnętrzne hamulce coraz częściej zawodziły. Pragnął jej bliskości.
- O której kończysz dyżur? – zapytał nagle
- O 20 – odpowiedziała zaskoczona Wiktoria
- Jeżeli zechcesz to mogę cię odprowadzić – powiedział niepewnie na nią zerkając
Niepewność to jedna z cech która do tej pory u Falkowicza nie występowała.
- Tak Ci się spodobało – zaczęła się śmiać – daj spokój hotel jest kilka kroków z tąd
- Wiesz w tych czasach lepiej zachowywać jak największą ostrożność – kontynuował
- Teraz to ty się o mnie martwisz – znowu się zaśmiała i napotkała jego wzrok. Falk nic nie powiedział, nie zaprzeczył. – przestań jestem dużą dziewczynką, poradzę sobie.
- Niewątpie – spuścił wzrok jakby zawiedziony
Wiktoria nie mogła go rozgryźć. O co mu chodzi? Dlaczego jest tak troskliwy?
Nagle z zamyślenia wyrwało ich pukanie do drzwi.
- Proszę – poprawił się na krześle profesor
- Pani doktor pacjent z pod 3 ma duszności – przez uchylone drzwi zaalarmowała jedna z pielęgniarek
- Już idę – Wiktoria wstała i już prawie wyszła ale szybko odwróciła się na pięcie do smutnego Falkowicza – A ty o której kończysz? – Zapytała z uśmiechem
- O 19 ale mam jeszcze trochę papierów do wypełnienia . . . – powiedział bez żadnych emocji
- To dobrze. Wpadnę do ciebie po dyżurze – puściła mu oczko – w tych czasach jest tak niebezpiecznie, że lepiej by było gdybym wróciła do domu pod eskortą – zaśmiała się i poszła do pacjenta.
Falkowicz uśmiechnął się pod nosem.

***

Po skończonym dyżurze Wiki poszła się przebrać i od razu ruszyła w stronę gabinetu profesora. Idąc korytarzem przypomniała sobie co czuła wczoraj kiedy Falkowicz odprowadził ją pod hotel. Wielkie pożądanie i ciekawość. W głowie karciła się za te myśli ale serce w jego obecności szalało. Z drugiej jednak strony nie może ani jemu ani sobie pozwolić na zbyt wiele.
Nie pukając weszła do jego gabinetu a on od razu wstał na jej widok i uśmiechnął się.
- To co możemy już iść – odwzajemniła uśmiech
- Oczywiście – w jego oczach dało się zauważyć wielkie zmęczenie, ale mimo wszystko czekał tu. I to na nią!
Wziął ją pod ramie i wyszli ze szpitala. Znów szli powoli jak para zakochanych do szaleństwa w sobie ludzi. Było im dobrze w swoim towarzystwie i oboje zdawali sobie z tego sprawę. Doszli pod hotel. Wiktoria popatrzyła na budynek jak na miejsce w którym wszystko się kończy. W sumie tak było. Kończyło się towarzystwo Falkowicza.
-Dziękuję – odwróciła się w jego stronę, przybliżyła do niego i jak by w ogóle nad sobą nie panując pocałowała go w policzek, jak najlepszego przyjaciela. Falkowicz położył jedną rękę nisko na jej talii i chciał przyciągnąć do siebie bliżej. Cały czas czuł na policzku ciepło jej ust.
Lekki powiew wiatru ocucił Wiktorię. Nie oddaliła się od niego ale nie pozwoliła się przyciągnąć bliżej. Karcąco spojrzała mu w oczy. Ale jego wzrok był skierowany prosto na jej usta pokryte delikatnym błyszczykiem. Wiedziała, że w tym momencie jej pragnie, że czeka na jej ruch. Ona też podświadomie tego chciała ale bała się dać ponieść emocją. Bała się, że jeśli pozwoli mu na zbyt wiele to on ją wykorzysta a potem znów zrobi się w stosunku do niej chłodny i szujowaty.
Stali tak przez chwilę aż w końcu Falkowicz zabrał rękę z jej biodra i spojrzał w zielone oczy
Zaschło mu w gardle – Przepraszam – wydukał
Wiktorię jego słowa wmurowały w ziemię. Profesor Andrzej Falkowicz użył słowa przepraszam! W tym momencie miała ochotę rzucić mu się na szyję ale znów przerwała im Agata.
- Dobry wieczór – popatrzyła na nich – Chyba mam deja vu – zaśmiała się
Falkowicz spojrzał smutno na Wiktorię a ta zaś patrzyła morderczym wzrokiem na Agatę. Była zła, że pojawiła się w takim momencie. Chociaż z drugiej strony może to i lepiej?
Wiki co się z tobą dzieje? Raz zawzięcie odpychasz od siebie wszystkie te pozytywne myśli o Andrzeju i wmawiasz sobie jakim to on jest złym człowiekiem a drugim razem rozmyślasz o tym jak wspaniale się przy nim czujesz i masz ochotę w całości mu się oddać! Zastanów się w końcu i zdecyduj na coś! – intensywnie myślała.

-Nie będę dłużej zajmował Pani czasu – zwrócił się do rudej – Do widzenia i dobrej nocy – nie czekając na jej odpowiedź odwrócił się i ruszył powoli w stronę szpitalnego parkingu.

sobota, 21 grudnia 2013

CZĘŚĆ 6

Cudem ale jest :) Kolejna już część... dalej bez większego przełomu ale spokojnie;) Wasza cierpliwość będzie później wynagrodzona :*
PS: Jak zwykle proszę o uwagi jeśli wystąpiły jakieś błędy;) Jak do tej pory nikt nic nie pisał wiec chyba jakichś strasznych błędów nie robię... no ale jak by były to dajcie znać ;)
Pozdrawiam!!!


CZ.6

Wiki usłyszała dźwięk budzika i była zmuszona wstać. Ledwo zwlekła się z łóżka. Z Agatą miały wypić tylko po małej lampce ale w końcu skończyło się na całej butelce. Bolała ją głowa i miała lekko podpuchnięte oczy. Przebrała się i zrobiła perfekcyjny makijaż aby ukryć nocny, zakrapiany babski wieczór. Zeszła na dół i zobaczyła ledwo przytomną Agatę z rozczochranymi włosami i kubkiem kawy w ręku. Zaśmiała się ale szybko ucichła bo dał o sobie znać lekki kac. Przyjaciółki spojrzały na siebie porozumiewawczo i wymusiły uśmiechy. Wiktoria zdążyła zjeść śniadanie ale nie wypiła kawy. Chciała skorzystać z zaproszenia Andrzeja. Była ciekawa jak dalej potoczy się ich gra. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła czyli już bardzo blisko do sąsiedztwa Falkowicza.

***
Weszła niechętnie do pokoju lekarskiego widząc, że siedzi w nim Jakubek z Niną. Czekała na jakąś zgryźliwą uwagę z ich strony ale oni tylko popatrzyli na nią prawie z obrzydzeniem i poszli do swoich spraw. Wiki poszła przebrać się i założyć kitel. Czekał ją obchód, oczywiście z profesorem Falkowiczem. Zastanawiała się dlaczego jeszcze go nie ma. Można było mu wiele zarzucić ale nie brak punktualności. Wręcz przeciwnie. Zazwyczaj przychodził przed czasem.
Wiki należała do niecierpliwych osób więc ruszyła korytarzem w poszukiwaniu Falka. Na parkingu stał jego samochód więc musiał być w szpitalu. Poszła do jego gabinetu i delikatnie zapukała. Drzwi same się lekko otworzyły. To co zobaczyła było jak miód na jej serce. Weszła do gabinetu nic nie mówiąc i zamknęła za sobą drzwi. Podeszła do biurka i usiadła w fotelu nie mogąc oderwać oczu od śpiącego Falkowicza. Wyglądał słodko i tak niewinnie…
Miał rozwiązany krawat i lekko rozpiętą koszulę. Uroku dodawały leciutko siwawe włosy w zupełnym nieładzie. Uśmiechnęła się do siebie. Mogła by tak przesiedzieć pół dnia gapiąc się na niego. Ale niestety… obowiązki.
- Panie profesorze – szepnęła – Profesorze – powiedziała już nieco głośniej ale Falkowicz tylko mruknął coś przez sen.
- Andrzejku do cholery wstawaj bo będę zmuszona zrobić obchód sama – zaśmiała się widząc rozanielonego Falkowicza.
Andrzej otworzył oczy zaskoczony tak nagłą ale i bardzo przyjemną pobudką. W końcu ostatnimi czasy obudzić się w towarzystwie Consalidy to było jego marzenie. Co prawda wolał żeby to się stało w innych okolicznościach ale jak się nie ma co się lubi itd…
Rozejrzał się nieprzytomnie po gabinecie i usiadł nagle prosto jak oparzony.
- Dzień dobry profesorze - Wiktoria nie mogła powstrzymać śmiechu a Falk tylko spojrzał na nią karcąco. Szybko zaczął poprawiać koszulę i zapinać guziki.
- Cholera sam nie wiem kiedy zasnąłem – mruknął
- Spałeś tu całą noc? – opanowała w końcu swój śmiech
- Tak, wróciłem jeszcze na chwile do szpitala po dokumenty i musiałem zasnąć. Którą to mamy godzinę?
- Spokojnie jest za 10 7, ale wolałam Cię poszukać bo zawsze długo przed czasem siedzisz w lekarskim. Myślałam, że wziąłeś sobie wolne czy coś a ja strasznie nie lubię robić sama obchodu – powiedziała zaczepnie uważnie się przyglądając jak Andrzej męczy się z krawatem
- Daj to, pomogę Ci – uśmiechnęła się i wstała żeby pomóc zawiązać mu krawat.
Kilkoma sprawnymi ruchami zawiązała czerwony krawat i dokładnie go poprawiła. Czuła na sobie jego przenikliwy wzrok ale nie peszyło jej to. Popatrzyła mu w oczy w których wyraźnie widoczne były wesołe iskierki i poklepała go lekko po torsie.
- Gotowe – powiedziała dumnie. A on jak by zaniemówił. Jej bliskość, jej ręce na jego klatce piersiowej, piękny uśmiech i cudowne spojrzenie. To w tym momencie zajęło wszystkie jego myśli.

- Idziesz ze mną na ten obchód czy będziesz tak stał? – zapytała i ruszyła dumnie w stronę drzwi. Po chwili oprzytomniał i ruszył za nią.

piątek, 20 grudnia 2013

CZĘŚĆ 5 I ŻYCZENIA ŚWIĄTECZNE :*

Kochani nie wiem jak to będzie z dodawaniem części w ten weekend ale mam ogromny problem z internetem . . . :( Bardzo was przepraszam. Nie dość, że tak rzadko dodaję to jeszcze teraz taka sytuacja...
Można powiedzieć, że na święta zostałam bez neta :( To znaczy net jest ale jego prędkość to jakieś nieporozumienie... Ciężko mi będzie cokolwiek dodawać bo nawet blog mi się nie chce załadować. Proszę o cierpliwość i wyrozumiałość. No i wesołych świąt życzę wszystkim moim czytelnikom oraz komentującym Anastazi, Majce G., Weronice, Zakręconej i szalonej i innym :* Zdrowia, szczęścia i dużo, dużo weny przy pisaniu opowiadań :* Oraz spełnienia najskrytszych marzeń :* 
PS: Może doczekamy się w końcu pocałunku naszej ulubionej pary . . . FaWi :D



CZ.5

Wiki wchodząc do hotelu od razu skierowała się w stronę swojego pokoju. Wiedziała, że czeka ją kontynuacja poważnej rozmowy z Agatą. Znała dobrze swoją przyjaciółkę i wiedziała. że nie odpuści. Poszła szybko pod prysznic a kiedy wyszła z łazienki blondynka już czekała u niej w pokoju z dwoma kieliszkami i czerwonym winem. Zauważając ją Wiki spuściła głowę i ciężko opadła na łóżko.
-Agataaa, Agatkooo, nie możemy przełożyć tej rozmowy? Ja jutro z samego rana mam dyżur- próbowała się wykręcić
- Jedna lampka wina ci nie zaszkodzi a po za tym czeka nas długa rozmowa. I co będziemy siedziały o suchym pysku? – zaśmiała się
- Nie wiem zupełnie o czym chcesz rozmawiać – udała Wiktoria
- Dobrze wiesz. O Falkowiczu… i o tobie. O was. – powiedziała poważnie
- Nie ma żadnych nas! – krzyknęła Wiki
- Hmm wiesz, że właśnie przechodzisz etap wyparcia, następny to akceptacja – zaśmiała się – Bo z miłością jest podobnie jak z chorobą. Wiki rzuciła w przyjaciółkę poduszką i uśmiechnęła się. Nigdy nie potrafiła długo złościć się na niebieskooką blondynkę.
- Wiem, że cały dzień spędziłaś w szpitalu…u profesora w gabinecie – spojrzała rudej w oczy I proszę nie zaprzeczaj! – wtrąciła szybko widząc, że Wiktoria znów próbuje coś kręcić.
- Nina was widziała
- Cholera – zaklęła cicho Wiktoria – Jak nie Jakubek to ta małpa…
Agata nalała wino do kieliszków i podała jeden Wiktorii.
- Powiedz mi Wiki, ale tak szczerze czy ty coś czujesz do profesorka?- zapytała
- Tak, czuję… czuję, że to skończony dupek i szuja któremu nie można ufać. A przynajmniej ja nie potrafię mu zaufać. Drażni mnie, denerwuje i wkurza ale… - przerwała bo nie wiedziała co powiedzieć
- Aleee…? - przeciągnęła Agata
Wiki westchnęła głęboko i popatrzyła blondynce w oczu po czym wypiła na raz prawie cały kieliszek czerwonego, procentowego napoju.
- Ale jednocześnie coś mnie do niego ciągnie – spuściła wzrok – nie umiem tego wytłumaczyć…
Agata poklepała koleżankę przyjacielsko.
- Lubię z nim rozmawiać i dobrze czuję się w jego towarzystwie. Dzisiaj przez rozmowę z nim nawet nie zauważyłam, że jest już tak późno… zaproponował, że mnie odprowadzi. Nie widzę powodu czemu miała bym się nie zgodzić…
- Ciekawe jak by się to skończyło gdybym akurat nie przyszła. Patrzyliście się na siebie jak wygłodniałe wilki na kawałek mięsa – zaśmiała się szczerze blondynka – wiem, że już ci to dzisiaj mówiłam ale uważaj Wiki. Z miłości łatwo można stracić głowę – blondynka lekko posmutniała

Wiki skinęła tylko głową. Nalała sobie jeszcze jedną lampkę wina. Siedziały w ciszy i obie zaczęły rozmyślać. Agata martwiła się o przyjaciółkę ale była też ciekawa tego jak rozwinie się jej relacja z Falkowiczem. Obserwowała od dłuższego czasu, że ich do siebie ciągnie ale też, że nie będzie to prosta relacja… dwa ogniste charakterki to ciekawe a zarazem trudne połączenie. Wiki napiła się wina. Myślami błądziła po najskrytszych zakamarkach swojej głowy. Ale czuła, że jej rozum powoli zaczyna przegrywać walkę z sercem. Naprawdę zaczynała coś czuć do Andrzeja. Ale bała się, że ją oszuka i wykorzysta. Nie chciała jeszcze dopuszczać do siebie głosu serca. Jeszcze nie teraz…wiedziała jak będzie to trudne.

niedziela, 15 grudnia 2013

CZĘŚĆ 4

A co tam w ten weekend was po rozpieszczam :P Dziękuję za komentarze i mam nadzieję, że to co piszę da się w miarę czytać :D
Zapraszam do czytania i komentowania!!!
No i oczywiście pozdrawiam:*

CZ.4
Po tym jak atmosfera się rozluźniła długo rozmawiali. Wiktoria usiadła wygodnie w czerwonym fotelu a Falkowicz rozsiadł się na skórzanym krześle przy biurku i wypełniał dokumenty. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Zanim się spostrzegli na zewnątrz było już ciemno.
- Muszę już iść – powiedziała smutnym tonem Wiki. Najchętniej jeszcze by została, tak dobrze czuła się w jego towarzystwie, nie musiała nic udawać, była swobodna. Andrzej spojrzał na zegarek.
- Jeżeli pozwolisz to odprowadzę Cię do hotelu, jest już późno – spojrzał na nią zatroskany
Skinęła twierdząco głową i sięgnęła po swój lekki płaszczyk.
- Poczekaj, pomogę Ci – zabrał jej płaszcz i nałożył na jej ramiona, po czym wyciągnął z pod niego jej piękne rude włosy. Czuł ich zapach który uwielbiał. Przez tą krótką chwilę przez głowę przemknęło mu mnóstwo myśli. Wszystkie dotyczyły Consalidy. Jak by wyglądało życie z nią u boku? Jak to się stało, że poczuł do niej tak wielką sympatię, przecież jeszcze nie tak dawno gnoił ją na każdym kroku? Przy niej w końcu był sobą, śmiał się, nie udawał żadnych emocji… Lubił jej towarzystwo a ostatnio wręcz go potrzebował. Czyżby zaczynał do niej czuć, coś więcej niż sympatię? Nie to nie możliwe, Falkowicz nie zna uczucia miłości ale… przy niej czuje się inaczej niż przy każdej innej kobiecie. Stał tak blisko niej, chciał dalej delektować się jej zapachem ale wiedział, że będzie to dziwnie wyglądało. Nie chciał jej do siebie teraz zniechęcić i zrazić. Odwrócił się na pięcie i poszedł po garnitur.
Wiki w tym czasie biła się z myślami. To już drugi dzień prawie w całości spędzony z profesorem a ona nie ma dość. Wręcz przeciwnie. Chciała by więcej. Cały czas czuła na szyi ciepło jego dłoni. Miała ochotę zrzucić z siebie swój płaszcz żeby jeszcze raz pomógł jej go założyć. Żeby jeszcze przez chwilę czuć ciepło jego rąk. Ale z drugiej strony czy on zrobił się taki czuły w stosunku do niej bezinteresownie? Nie potrafiła w pełni mu zaufać…
- Możemy już iść? – spojrzał na jej zamyślone oczy
- Tak, chodźmy – uśmiechnęła się lekko

***

Gdyby ktoś z boku stał i ich obserwował wydawać by się mogło, że jest to para zakochanych w sobie ludzi. A w rzeczywistości byli to kiedyś najwięksi wrogowie. Ale teraz zaczęło ich coś do siebie przyciągać, łączyć ale oboje nie zdawali sobie jeszcze z tego sprawy. Nie umieli tego określić albo po prostu bali się to nazwać po imieniu. Powoli się w sobie zakochiwali.
Wspólnie spędzony bankiet sprawił, że odkryli siebie na nowo, po za szpitalnymi murami.

***

- No to jesteśmy. Dziękuję, że mnie odprowadziłeś – spojrzała na jego szare tęczówki. Miała wrażenie, że przy niej jego oczy mienią się barwą błękitu.
- Do usług. I to ja dziękuję za tak miły dzień. Rzadko zdarza mi się mieć tak urocze towarzystwo – uśmiechnął się szczerze, chwycił jej dłoń i ucałował jak prawdziwy dżentelmen. Tym razem nie odsunęła dłoni. Spojrzał w jej oczy których zieleń zawsze go hipnotyzowała. Stali przez króciutką chwilę milcząc. Zbudowało się między nimi napięcie ale nie takie jak to w jego gabinecie rano, ciężkie i nieprzyjemne. Tym razem było to napięcie pożądania które odczuli oboje. Nagle z zamyślenie wyrwała ich Agata
- Dobry wieczór profesorze, cześć Wiki – poczuła się niezręcznie
Wiki wyrwana z zamyślenia aż drgnęła
- Cześć Agatko- odparła szybko starając się uniknąć jej pytającego wzroku

- Dobry wieczór – odpowiedział Agacie i znów zwrócił się do rudej – Dobranoc pani doktor- uśmiechnął się dyskretnie i odszedł w stronę szpitala.

CZĘŚĆ 3

Przedstawiam wam kolejną część :D Tym, razem już w roli głównej nasze kochane FaWi <3

CZ.3
Cieszyła się, że nie spotkała w szpitalu Falkowicza. Dumnie wyszła ze szpitala i cały czar prysł. Przed budynkiem stał profesor i rozmawiał przez telefon. Nie zwalniała kroku z odrobinką nadziei, że jej nie zauważy. Oczywiście jego wzrok od razu napotkał piękne, lekko pokręcone, rude włosy jego ulubionej pani doktor. Przerwał rozmowę i ruszył za nią.
- Wiktorio! Pani Wiktorio czy pani przedemną ucieka? – uniósł prawą brew i uśmiechnął się tak jak tylko on potrafi.
Wiki odwróciła się i podeszła w jego stronę.
- Przepraszam profesorze nie zauważyłam pana – skłamała
- A ja Panią zauważyłem od razu – uśmiechnął się znowu – Co pani tu robi przecież miała pani mieć dzisiaj wolne – spojrzał na nią pytająco
- Przyszłam na kawę do Agaty – spuściła wzrok, nie widziała sensu tej rozmowy i chciała jak najszybciej wrócić do domu
- Następnym razem zapraszam na kawę do mnie – uniósł dumnie głowę – a teraz zapraszam do gabinetu. Mam coś dla pani. – powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu i ruszył w stronę szpitala zanim Consalida cokolwiek zdążyła powiedzieć.
Wiktoria rozejrzała się czy aby przypadkiem największy plotkarz nie widział jej rozmowy z przełożonym ale na szczęście nie dostrzegła nigdzie Jakubka. Nie chciała aby zaczęli o nich plotkować. W końcu nic poza pracą ich nie łączy. Ruszyła za profesorem.

***

Weszli do gabinetu. Falkowicz podszedł do biurka i wyciągnął z szafeczki apaszkę Consalidy.
- Zostawiła ją pani wczoraj u mnie w samochodzie. Chciałem przyjechać i oddać ją pani rano ale przypomniałem sobie, że rozkoszuje się pani urlopem. Nie chciałem budzić – puścił jej oczko. Wiktoria przed oczami miała poranną scenę złości Przemka i nawet nie chciała sobie wyobrażać jak by się skończyła wizyta Falkowicza. Bo ktoś na pewno by ucierpiał…
- Dziękuję – powiedziała biorąc apaszkę
- Ależ proszę bardzo – uśmiechnął się – I to ja dziękuję, że dotrzymała mi pani wczoraj towarzystwa. Było uroczo i wszyscy byli zachwyceni młodą, płomiennowłosą panią chirurg- podszedł bliżej i ucałował delikatnie jej dłoń. Cofnęła rękę chociaż podświadomie nie chciała tego – Boże co się ze mną dzieje-pomyślała Spojrzała mu w oczy z pretensją, stał niebezpiecznie blisko ale szybko się odsunął. Nie chciał jej wystraszyć, wiedział, że nie lubi być dominowana, że nie lubi kiedy ktoś próbuje przejąć kontrolę. Już od dłuższego czasu podejrzewał sam siebie, że to co czuje będąc w towarzystwie Wiktorii to coś więcej niż sympatia.
- A pani jak się podobało na bankiecie? – zapytał chcąc rozluźnić atmosferę która stała się dziwnie ciężka. Wczoraj jeszcze wesoło ze sobą rozmawiali, śmiali się i tańczyli razem a dzisiaj prowadzą rozmowę jakby z przymusu.
- Było trochę sztywno ale da się przeżyć – uśmiechnęła się – No i rozmowa z panią Schulc naprawdę niesamowita. Zazdroszczę jej doświadczenia i umiejętności. Bardzo przyjemnie się z nią rozmawiało – popatrzyła na niego. Opierał się o biurko. – Gdyby nie pan nie udało by mi się z nią porozmawiać.
- Ależ ja panią tylko przedstawiłem. A profesor Schulc od razu się na pani poznała. Ona ucina sobie dłuższe pogawędki tylko z najlepszymi
- Ale profesor ma poczucie humoru, przecież ja jeszcze nawet nie zdałam egzaminu- zaśmiała się
-Jest pani zbyt skromna jak na wschodząca gwiazdę chirurgii – widział jak Wiki oblewa się delikatnym rumieńcem. Wiedział, że jak każda kobieta lubi komplementy. – Czy mogę coś zaproponować pani Wiktorio? – zapytał
Skinęła głową. – Przejdźmy na TY. Podał od razu jej dłoń nie dając wyboru
- Andrzej
- Wiktoria – powiedziała lekko zaskoczona

- No od razu lepiej – uśmiechnął się

sobota, 14 grudnia 2013

CZĘŚĆ 2

Tą część dedykuję pierwszym osobą które przeczytały moje wypociny i zechciały je skomentować czyli Anastazi i Majce G. - dziękuję wam bardzo <3 
Przepraszam oczywiście jeśli pojawiły się jakieś błędy ale pisząc późno w nocy ciężko mi wyłapać niedociągnięcia. Jeśli coś wyłapiecie dajcie znać w komentarzu żebym wiedziała na co bardziej zwracać uwagę;) A teraz nie przeciągając zapraszam na część 2  . . .


CZ.2
Podeszła do niej Agata.
-Cześć Agatko – ucieszyła się na widok przyjaciółki. Tylko ona tak naprawdę zawsze ją wspierała.
-Cześć rudzielcu- zaśmiała się blondynka- Co ty tu robisz myślałam, że masz dzisiaj wolne?
- Bo mam. I Przemek niestety też…nie mam ochoty na jego towarzystwo to wpadłam Cię odwiedzić i zaprosić na kawę - uśmiechnęła się na poczekaniu wymyślając wymówkę – Rano nie było okazji żeby porozmawiać-przewróciła oczami.
- Nie przejmuj się Przemkiem. Od śmierci Ludmiły nie umie nad sobą panować i gada co mu ślina na język przyniesie – poklepała rudą po plecach – No chodź, stawiasz tą kawę czy nie?
Skierowały się w kierunku bufetu. Wiki dyskretnie się rozglądała. Bała się spotkania z Andrzejem i zupełnie nie rozumiała dlaczego. W bufecie spotkały Jakubka i Ninę którzy od razu zamilkli na widok Wiktorii i wyszli z bufetu. Plotka że towarzyszyła Falkowiczowi na bankiecie szybko się rozniosła po szpitalu. Zamówiły kawę.
- No to opowiadaj jak było-powiedziała Agata podejrzliwie się uśmiechając
- Było dużo ważnych osób, miła atmosfera ale strasznie sztywno. Udało mi się przez chwile porozmawiać z profesor Szulc o…
- Daj spokój wiesz doskonale, że nie o to pytam – przerwała jej Agata i delikatnie się uśmiechnęła
- Agata proszę cię nie zaczynaj- oburzyła się Wiktoria
- Z kimś musisz o tym porozmawiać. Jeśli nie chcesz ze mną to możesz z Przemkiem- zaśmiała się.
- Gadasz jak jakiś tani psychoterapeuta. No dobrze co chcesz wiedzieć? – Pani Maria przyniosła kawę a Wiki od razu przejęła swój kubek i upiła duży łyk.
- Jak całuje?
 Wiki słysząc to o mało nie zachłysnęła się kawą i wybuchła śmiechem. Wszyscy w bufecie przez chwilę na nią popatrzyli.
- Agata czy ty dzisiaj coś brałaś – powiedziała dalej się śmiejąc – a skąd ja mam to niby wiedzieć? On mnie tylko podwiózł na ten cholerny bankiet – powiedziała już bardziej poważnie. – poszliśmy w swoje strony i dopiero później na siebie wpadliśmy. Przedstawił mnie pani profesor i znowu gdzieś zniknął. To tyle… - rozłożyła teatralnie ręce.
Nie chciała okłamywać najlepszej przyjaciółki więc uznała że najlepszym rozwiązaniem będzie nie mówienie jej wszystkiego.
- To powiedz mi jak to się stało że po bankiecie Cię odwiózł? Że wróciłaś z nim? – blondynka uśmiechnęła się triumfalnie.
- Czekał na mnie, to co, miałam odmówić? – Wiki wyraźnie się zmieszała. Nie wiedziała, że  tego wieczoru Agata widziała jak Falkowicz ją podwozi po bankiecie.
- Albo na ciebie czekał albo… cały wieczór spędziliście razem –poklepałaWiktorie po ręce, przyjacielsko i popatrzyła podejrzliwie.
- Agata… - westchnęła - No dobrze PRAWIE cały wieczór spędziliśmy razem – Wiedziała, że Woźnicka nie da jej spokoju więc nie chciała dużej tego ciągnąć.
- I jak było?
- Miło – uśmiechnęła się pod nosem. - No i muszę ci powiedzieć że nieźle tańczy- puściła jej oczko
- Uważaj Wiki – zatroskała się Agata – To twój szef i największa szuja w tym szpitalu.
Wiki chciała wstać i wyjść, nie miała zamiaru tego słuchać ale Agata złapała ją za rękę.
- Siadaj. Nie mówię ci tego żeby cię denerwować czy kwestionować twoje decyzje ale ostatnio profesorek bardzo się zmienił. W szczególności w stosunku do ciebie… nie ufam mu i nie dziw mi się czemu. Jesteśmy przyjaciółkami i martwię się o ciebie. Nie chce żeby ktoś cię wykorzystał i skrzywdził.
Wiki spojrzała na blondynkę zaskoczona jej przemową i usiadła na swoim miejscu.
- Agatko dziękuję Ci, że tak się o mnie martwisz ale ja tylko z nim tańczyłam…
- Tak to się zwykle zaczyna moja droga – upiła łyk swojej kawy i chciała jeszcze coś powiedzieć ale wtedy wpadła do bufetu jedna z pielęgniarek i oznajmiła że doktor Latoszek ją wzywa.
- Dzięki za kawę i do zobaczenia wieczorem. Pamiętaj co ci mówiłam…
- Dzięki, będę pamiętać a teraz zmykaj już bo ci Latoszek głowę urwie.
Płomiennowłosa pani doktor dopiła swoją kawę i ruszyła ku wyjściu ze szpitala.

środa, 11 grudnia 2013

CZĘŚĆ 1

A o to i część pierwsza mojego opowiadania. Początek historii dwóch ognistych charakterków:) Liczę na wasze komentarze. Przepraszam za błędy ale opowiadanie piszę późno w nocy i umysł już nie tak jasny. Czytam niby po kilka razy ale jeśli są błędy to już ich nie wyłapuję :P Piszcie, komentujcie, krytykujcie...


CZ.1

Wiki weszła po cichu do hotelu. Nie chciała robić zbędnego zamieszania chociaż i tak wiedziała że Agata nie da jej spokoju. Od razu skierowała się do swojego pokoju starając się nikogo nie obudzić. Przebrała się z wieczorowej sukienki i poszła pod prysznic. Chciała zmyć z siebie cały ten męczący dzień. Przebrana w koszulkę nocną usadowiła się z książką na swoim łóżku. Wiedziała że ciężko będzie jej zasnąć. Przed oczami miała wydarzenia tego wieczoru. Ten bankiet należał do jednego z najwspanialszych na jakich miała okazję być. Nie dlatego że było mnóstwo szanowanych i ważnych postaci w świecie medycyny ale dlatego że był tam ON. Znienawidzony przez całą Leśną Górę Profesorek. Andrzej Falkowicz. Jeszcze parę miesięcy temu gdyby spotkała go na takim bankiecie od razu by wyszła nie zważając na to co traci. Teraz wszystko zaczęło się zmieniać. Dała nawet się podwieźć! I tańczyła z nim! Nigdy nie podejrzewała że profesor tak dobrze tańczy… Dotarło do niej, że tak naprawdę cały wieczór spędziła w jego towarzystwie!
Próbowała czytać książkę ale przyłapała się na tym że tylko patrzy na litery, w ogóle ich nie czytając. Po prostu od tak przewracała kartki. W głowie kłębiły jej się myśli dotyczące Andrzeja. Dlaczego tak się zmienił? Dlaczego nagle stał się taki miły? Dlaczego zaczął dawać jej coraz to ciekawsze zabiegi i operacje? I najważniejsze … jaki ma w tym cel?

***
Rano Wiktoria wyjątkowo nie została obudzona przez budzik ale przez krzyki Agaty i Przemka. Nie słysząc wyraźnie rozmowy przeczuwała, że chodzi o nią. O to, że poszła na bankiet z największym wrogiem. Niechętnie wygrzebała się z łóżka. Ubrała się i zeszła na dół.
- Co to za krzyki z samego rana, ludzie dali byście innym pospać-ociężale poszła do kuchni zrobić sobie kawę. Minęła wściekłego Przemka i Agatę która też już wyraźnie miała dość jego wybuchów złości.
- A co noc była TAK UDANA, że się niewyspałaś ?! - ryknął Przemek podkreślając wyraźnie swoje słowa.
Wiki od razu odwróciła się w jego stronę.
- O co Ci chodzi Przemo?!
- O ciebie i tą gnidę Falkowicza. Jak mogłaś Wiki, jak mogłaś się z nim spotkać!? To morderca!
- Przemek, przestań się nakręcać! W kółko się powtarzasz a ja znam już tą gatkę na pamięć. Po za tym jestem dorosła, nie muszę ani ciebie, ani nikogo innego pytać o zdanie z kim mogę wychodzić i gdzie! Pozwól, że takie decyzję będę podejmować sama- oburzyła się, zalała sobie herbatę i wyszła z kuchni.

***
Poranna rozmowa z Przemkiem wytrąciła ją z równowagi. Na jej nieszczęście Przemek tego dnia też miał dzień wolny. Nie miała ochoty wysłuchiwać jego wiecznych pretensji więc wyszła na długi spacer po parku. Jej myśli cały czas krążyły wokół bankietu i Falkowicza. Bała się najbliższego spotkania z nim. Podejrzewała, że cos kombinuje. To niemożliwe żeby taka szuja jak on tak szybko zaczęła zmieniać się na lepsze. I dlaczego nikt po za nią nie dostrzega tych zmian? Czy naprawdę są ze sobą tak blisko? Wiktoria opamiętaj się w końcu, od wczoraj myślisz tylko o tym- skarciła się w myśli.
Zanim się obejrzała nogi zaniosły ją jak zaczarowane pod szpital. Jakby jakaś niewidzialna moc ją przyciągała w to miejsce. Nagle jak by oprzytomniała. Co ja tu właściwie robię?!-pomyślała. Chciała już wracać do hotelu ale ktoś ją zawołał.

Wiktoria! Wiki poczekaj!- usłyszała ciepły i serdeczny głos…

PS: Dzisiaj wyjątkowo dodaję, tak na rozkręcenie mojego pierwszego w życiu bloga:D To taki wyjątek bo tak jak wspominałam będę dodawała tylko w weekendy;) Piszcie jak wypadł mój debiut;) 

wtorek, 10 grudnia 2013

WITAM!!!

Hej, mam na imię Iwona. Postanowiłam podzielić się z fanami FaWi moimi bazgrołami :D Wiem że moje opo nie jest nawet dobre ale i tak szkoda mi go szufladkować;)
To pierwsze opowiadanie jakie kiedykolwiek napisałam (piszę;)) Pierwszy blog jaki założyłam i jeszcze nie wszystko do końca ogarniam :P Od razu mówię że części będą dodawane w weekendy bo w tygodniu nie mam czasu. O wszystkich ewentualnych dłuższych przerwach będę was powiadamiać;)
Chwilowo utknęłam w martwym punkcie i moja wena gdzieś uleciała . . . może to przez ten przedświąteczny czas? No cóż na chwilę obecną to tyle:) Jak już połapię się co i jak to dodam pierwszą część opowiadania o Fawi <3 Dodam jeszcze że zaczęłam pisać bo to co teraz dzieje się w serialu mi się nie podoba... nie trawię KrWi :( Dla mnie tylko i wyłącznie FaWi!!!