PS: Teraz komentować mogą także Anonimki :)
CZ. 10
Wiki skończyła dyżur, przebrała się i poszła odetchnąć na
ławkę przed szpitalem. Siedziała myśląc o Falkowiczu i o tym czy dobrze zrobiła
decydując się na kolację z nim.
- A ty jeszcze nie gotowa – powiedział Falkowicz
Wiki przestraszyła się jego nagłym pojawieniem i szybko
odwróciła się w jego stronę.
- Zwariowałeś – oburzyła się
- Przepraszam skarbie nie chciałem Cię wystraszyć – uniósł
delikatnie jej dłoń i ucałował
Zaraz, zaraz czy on
przed chwilą powiedział do mnie skarbie?- pomyślała Wiki i od razu zrobiło
się jej cieplej na sercu. – Dlaczego mi nie powiedziałeś, że wziąłeś sobie
wolne? Mieliśmy dzisiaj razem operować – powiedziała – Przez twoją nieobecność
musiałam znosić Jakubka – stwierdziła z żalem
-Wiem, wiem ale miałem kilka spraw do załatwienia. Musiałem
dzisiaj się zerwać. To co … kolacja? – uśmiechnął się
- Nie mam dzisiaj siły ale jestem strasznie głodna. Daj mi
pół godziny. Muszę się ogarnąć – puściła mu oczko.
- Zaczekam na Ciebie w samochodzie – odpowiedział nie mogąc
doczekać się wieczoru z rudowłosą panią chirurg.
***
Po prawie godzinie czekania Falkowicz zobaczył w drzwiach
hotelu rudowłosego anioła. Nie mógł oderwać od niej oczu. Miała na sobie czarne
szpilki i kremowo czarną sukienkę. Lekko pokręciła włosy. Cały czas siedział za
kierownica samochodu podążając za nią wzrokiem. Wiki podeszłą do samochodu i
zapukała lekko w szybę. Myślała, że jak na dżentelmena przystało Falkowicz
otworzy jej drzwi ale ten siedział jak zamurowany. Weszła do samochodu,
- No, no prawdziwy dżentelmen z ciebie. – przewróciła oczami
- Prześlicznie wyglądasz – wydukał zachwycony Consalidą
Falkowicz
- Jesteś pewny, że możesz w tym stanie prowadzić? – zaśmiała
się Wiktoria
- Jestem znakomitym kierowcą – powiedział dumnie – Ale
przyznaję, przy tobie mogę mieć zaburzenia koncentracji – zaśmiali się oboje i
Falkowicz ruszył z przed hotelu.
- To dokąd mnie zabierasz – popatrzyła w jego stronę.
- Niespodzianka – uśmiechnął się szyderczo nie odrywając
wzroku od drogi
***
- No to jesteśmy – powiedział Falkowicz z napięciem czekając
na reakcję Wiktorii
- Żartujesz sobie?! – powiedziała oburzona – Dla swojego
dobra powiedz, że żartujesz lub że czegoś zapomniałeś – prawie wykrzyczała
patrząc na willę Andrzeja
- No chyba się nie boisz – czuł, że traci kontrolę nad
sytuacją i obawiał się, że Wiki będzie chciała wracać do domu.
- Mieliśmy zjeść kolację…
- I zjemy – uśmiechnął się i wysiadł z samochodu. Wiki
szybko, wszystko analizowała. Zastanawiała się do czego to zmierza. Otwarł jej
drzwi i pomógł wysiąść z samochodu.
- Dziękuję.
Szli pięknie oświetloną alejką przez ogród Falkowicza.
Wiki nie mogła wyjść z podziwu widząc
piękno ogrodu. Pięknie rozmieszczone krzewy i alejki obsadzone na zmianę
białymi i czerwonymi różami. W oczy rzuciła jej się też duża altanka obsadzona
winogronem. Weszli do domu. Andrzej pomógł zdjąć jej płaszcz i zachęcił ręką do
wejścia do salonu. Oczom Wiktorii ukazało się pięknie i nowocześnie udekorowane
wnętrze. Na środku stał duży, pięknie zastawiony stół na którym paliły się już
świece. W kominku było słychać tańczące płomienie. Andrzej odsunął krzesełko
dla Wiktorii.
- Usiądź proszę – uśmiechnął się – Za sekundkę wracam –
poszedł do kuchni
Ruda odprowadziła go wzrokiem i cały czas intensywnie
rozglądała się po wielkim pomieszczeniu. Wszystko było idealnie poukładane.
Było czysto, panował ład i porządek jeszcze większy niż w jego szpitalnym
gabinecie.
- Bon Appetit – Falkowicz przyniósł szampana i przygotowane
dania – Mam nadzieję, że będzie Ci smakowało – uśmiechnął się
***
Skrępowanie które na początku towarzyszyło Wiktorii
całkowicie ją opuściło.
- I ty naprawdę sam przygotowałeś całą kolację? – zapytała z
niedowierzaniem wycierając usta serwetką.
- Powtórzę raz jeszcze – cały czas się uśmiechał – jestem
człowiekiem wielu talentów
- Tak dobrze nie gotuje nawet moja mama – wzięła łyk
szampana
- Dolać? – zaproponował widząc, że trunek w kieliszku młodej
chirurg prawie się skończył
- Bardzo chętnie – Falkowicz wstał i dolał Wiki szampana.
Popatrzyła na niego intensywnie zielonymi oczami
- Czy profesor przypadkiem nie próbuje mnie upić – zapytała zalotnie
- Nawet przez chwilę przez myśl mi to nie przeszło –
uśmiechnął się rozbrajająco i stanął za nią lekko masując jej ramiona –
Strasznie jesteś spięta… - powiedział
- Miałam bardzo ciężki dzień – odpowiedziała rozkoszując się
dotykiem jego dłoni i lekko przechylając głowę.
Falkowicz miał ochotę pocałować ją w odsłonięty kawałek szyi
ale zdążył się powstrzymać i zamiast tego masując jej ramiona zsunął delikatnie
ramiączko jej sukienki…
Część świetna, końcówka słodka. <3 W takim momencie koniec, czuję nie dosyt
OdpowiedzUsuń:D Kiedy next? Mam nadzieje, że szybko ;)
Och jaka podniecająca i podnosząca ciśnienie część:) Pieknie opisany ogród Andrzeja ;) Naprawdę fajnie i czekam na next może dzisiaj????? :) :-*
OdpowiedzUsuńPrzepiękne. Opis ogrodu, rozmowa... I końcówka w szczególności :D Widzę, że zaczynasz stosować metodę: Zacznę, nie skończę, czekajcie niecierpliwie :* Haha, no więc czekam na dalszą część tego wieczoru.
OdpowiedzUsuńMoje kochane, jesteście moim natchnieniem :* Dziękuję wam bardzo wasze komentarze jak zwykle wywołały na mojej twarzy ogromny uśmiech. Gdyby nie wy to nie widziała bym sensu pisania. Ale dzisiaj już nie dam rady nic napisać... Mam nadzieję, że mi wybaczycie. I tak zaszalałam dwoma częściami jednego dnia;) Może jeszcze jutro coś wyskrobię... chociaż nie obiecuję. Następną część planowałam dopiero w kolejny weekend :P Ale nie chce zostawiać z was z takim niedosytem :* Także nie obiecuję, że dodam ale obiecuję, że się postaram :P
OdpowiedzUsuńWspaniała część, zresztą tak jak wszystkie. Nie mogę doczekać się nexta. To jest po prostu cudowne.
OdpowiedzUsuńŚwietne <3 żeby w takim momęcie przerwać ;-p mam nadzieje, że dzisiaj się coś pojawi ;-)
OdpowiedzUsuńDziękuje:* Już coś udało mi się wyskrobać więc wieczorem możecie wypatrywać kolejnej części ;)
OdpowiedzUsuń