wtorek, 29 kwietnia 2014

W przerwie na reklamy :D

No to tak jak chciałyście wstawiam kilka fotek mojej "produkcji". Tak jak mówię jest to całkowicie amatorsko bo nawet w chwili obecnej nie mam dobrego aparatu... Może za jakiś czas dorobię się wymarzonej lustrzanki <3  Ale to pewnie potrwa... :C Na chwilę obecną zdjęcia robię aparatem hybrydowym. W większości są to zdjęcia Makro chociaż robię też normalne zdjęcia. W niedługim czasie mam zamiar wykorzystać moją koleżankę aby za pozowała mi jako modelka :D Zobaczę jak będą mi wychodziły portretówki... Na razie całkowicie jestem pochłonięta makrofotografią <3
Z dedykacją dla Oli i Anonimka ;)











niedziela, 27 kwietnia 2014

CZĘŚĆ 27

Ufff nawet mi się udało :D Jestem mistrzem w szybkim pisaniu xD Ale skoro obiecałam to musi być. Chociaż jestem niezadowolona z tej części... Ale nie było czasu na zastanawianie się i przemyślenia. Taka na szybko więc mam nadzieję, że mi wybaczycie niedociągnięcia. No i wyszedł mi przeskok czasowy który wyłapałam dopiero po napisaniu :D Miała być kontynuacja 26 części a wyszło tak "kilka dni po" :D  Dodatkowo zaczęłam i nie wiedziałam jak skończyć xD No nic pozostaje mi życzyć wam powodzenia w czytaniu. Mam nadzieję, że jakoś przebrniecie przez tą część ;)

 27

Wyszła przed ogromny budynek szpitala i popatrzyła w stronę hotelu dla rezydentów. Nie miała na razie ochoty tam wracać. Coraz częściej zastanawiała się nad wynajęciem jakiegoś małego mieszkanka w pobliżu miejsca pracy. Miejsca tylko dla siebie. Niedużego, przytulnego lokum  gdzie mieszkała by tylko ona jej smutki i radości. Wyprowadziła by się już dawno ale szkoda jej było Agaty. To jej przyjaciółka. Jedyna osoba której może mówić o wszystkim i szczerze rozmawiać.
Szła przed siebie. Gdziekolwiek byle nie do domu. Do pytających spojrzeń Agaty, naburmuszonego na wszystko dookoła Przemka, ciekawskiego Jakubka i wścibskiego Adama. Skierowała się do przyszpitalnego parku gdzie jeszcze kilka dni temu spotkała się z Andrzejem.  Tutaj w spokoju mogła przeanalizować to co działo się w ostatnim czasie. Jak to się stało, że tak bardzo zbliżyła się do Falkowicza? Zafascynował ją. Nie. Nie do końca… gdyby to była tylko zwykła fascynacja nie tęskniła by za nim i nie martwiła się. Usiadła na ławce i schowała twarz w dłonie. Miała już dość tego, że czuje się taka niezdecydowana i zagubiona. Musi w końcu poukładać swoje sprawy. Koniec zgrywania rozkapryszonej małolaty. Przeczesała dłonią rude rozpuszczone włosy i uniosła wzrok. Od razu w jej oczy rzuciło duże białe BMW które nie mogło należeć do nikogo innego jak do Falkowicza. Stało w ustronnym miejscu na szpitalnym parkingu. Przez jej twarz przemknął delikatny ledwo zauważalny uśmiech. Wzięła torebkę i od razu poszła w kierunku szpitala. Musiała się z nim zobaczyć nawet jeśli nie będzie chciał z nią rozmawiać.
Stanęła przed drzwiami jego gabinetu i delikatnie zapukała…

***

Wrócił. Tym razem na tarczy… Ale przecież on się nigdy nie poddaje. Coś wymyśli. Nie pojechał nawet do domu się przebrać. Nie lubił w takich chwilach siedzieć sam w domu. Wolał swój gabinet. Równie pusty jak jego posiadłość ale miał to poczucie, że wokoło kręci się mnóstwo ludzi. W szpitalu nie czuł się tak samotny jak w domu. Zaparkował samochód i poszedł do gabinetu. Udało mu się przejść przez korytarz niezauważonym. Rozsiadł się na swoim czarnym fotelu i od razu sięgnął po szklankę i butelkę whisky. Nalał sobie i od razu wypił całą zawartość na raz. Szybko uzupełnił szklanice. Chciał się upić aby choć na chwile rozluźnić się i zapomnieć o problemach. Ostatnio tyle zwaliło mu się na głowę. Kłótnie z Wiktorią – niby są razem a tak naprawdę nie są… sam już nie wiedział. Stracił ją? Ale czy tak naprawdę kiedykolwiek ją miał… w końcu nigdy szczerze nie rozmawiali o uczuciach. Adam – dzieciak. Jak tylko zaczynają się problemy to on odwraca się plecami i staje przeciwko niemu. Tak naprawdę nie można na niego liczyć. Nie dorósł jeszcze. Badania – całe życie poświęcił dla badań. A teraz to wszystko traci. Knuł, kombinował, oszukiwał ludzi… Wszystko dla cząsteczki nad którą pracował. A teraz? Nie zostało mu już nic.
Usłyszał delikatne pukanie do drzwi.
- Proszę- powiedział ostro przekonany, że to Adam który za chwilę znów zacznie domagać się pieniędzy. Nawet nie podniósł wzroku na osobę która weszła do gabinetu.

***

Usłyszała ostry dźwięk głosu profesora. – Chyba jest nieźle zdenerwowany - pomyślała i niezrażona weszła do gabinetu. Siedział bokiem do drzwi i podpierał głowę na ręce. Na biurku oprócz sterty poukładanych dokładnie dokumentów stała na wpół już pusta butelka whisky.
- Jeżeli przyszedłeś po pieniądze to od razu mówię, że w najbliższym czasie ich nie zobaczysz.
- Andrzej… - wydusiła w końcu z siebie. Nie wiedziała czy się odzywać czy nie. W głosie Andrzeja było słychać żal, smutek i gorycz wymieszane razem.
Odwrócił się szybko niczym oparzony i spojrzał na swojego gościa którym nie był Adam a Wiktoria.
Popatrzyła na nią zaskoczony jej obecnością a ona w jego szarych oczach od razu wyłapała iskrę radości.
- Wiki co ty tu robisz? – stracił na chwilę rezon
- Pracuję – rozbawiła ją jego reakcja na jej osobę. – A ty? Co ty tu robisz? – popatrzyła na butelkę z trunkiem  oraz napełnioną do połowy szklankę – I gdzie ty w ogóle się podziewałeś?! – nie wytrzymała. Tak bardzo dusiła w sobie to pytanie ale musiała je zadać. Nie tylko dlatego, że była po prostu ciekawa ale i dlatego, że jej na nim zależało. Wstał i zapiął guzik od swojego idealnie dopasowanego garnituru.
- Mieliśmy porozmawiać – zaczął
- Po to tutaj przyszłam – przerwała mu
- Usiądź – wskazał jej czerwony fotel stojący naprzeciwko i z powrotem zajął miejsce za biurkiem. – Zapowiada się dłuższa rozmowa – powiedział bardziej do siebie niż do niej.
- Odpowiesz mi – wpatrywała się w niego odważnie swoimi zielonymi oczami.
- Byłem w Szwajcarii. Miałem tam kilka spraw do załatwienia. Napijesz się ? – uniósł delikatnie butelkę i dolał sobie troszkę do szklanki.
- Andrzej co się stało? Powiedz mi. Przecież widzę, mnie nie oszukasz. Wyjechałeś tak nagle… musi być jakiś powód.
Zignorował ją i upił duży łyk procentowego napoju.
- Przestań – odsunęła od niego szklankę którą odstawił i butelkę – Wystarczy na dzisiaj a po za tym to nie jest rozwiązanie problemów – powiedziała z troską.
- Zostałem odsunięty od badań. Szwajcarzy nie chcą mieć ze mną nic wspólnego. Odebrali mi to nad czym pracowałem całe życie. – powiedział przybierając maskę obojętności mimo, że w środku się w nim gotowało. – Nie pozostało mi nic innego jak po prostu się upić – chciał sięgnąć po butelkę ale Wiktoria mu to uniemożliwiła i złapała go za rękę. Widziała, że na profesora zaczęły działać już procenty z wypitego alkoholu. Nie chciała żeby ktoś zobaczył go w szpitalu w stanie upojenia alkoholowego.
- Jedź do domu. Lepiej żeby nikt Cię tu dzisiaj nie zobaczył. Zamówię Ci taksówkę. A rozmowę dokończymy jutro. O ile znowu gdzieś nie znikniesz – uśmiechnęła się do niego a on odwzajemnił uśmiech.

- Już nigdzie się nie wybieram…

PS: Tradycyjnie przepraszam za błędy...

Przepraszam :C

Przepraszam kochani ale dopiero przed chwilą zaczęłam pisać :/ Wczoraj miałam potworny dzień a dzisiaj cały czas ktoś wpadał w odwiedziny ... jeżeli wyrobię się do 23 to wstawię ...

środa, 16 kwietnia 2014

CZĘŚĆ 26

Udało się :D Miałam czas od niedzieli na pisanie bo mogłam pisać wieczorami ale weny brak kompletny ... i cały rozdział powstał dzisiaj xD Wyszedł nie za ciekawy... Ale obiecałam i jest ;) 
Pozdrawiam cieplutko w te chłodne dni :*
Iwona

26

Obudził się wcześnie rano. Otworzył leniwie oczy i przeciągnął się w swoim wielkim małżeńskim łożu niczym wybudzony z drzemki kocur. Pierwszy raz od kilku dni czuł się wypoczęty mimo, że zegar który stał na komodzie naprzeciwko łóżka wskazywał dopiero 6:00. Przekręcił się na bok spoglądając tęsknie na pustą połowę łóżka. Oddał by wszystko aby Ruda była z nim tu teraz. Uśmiechnął się delikatnie na myśl o nocy jaką wspólnie spędzili i pogładził dłonią satynową, zimną pościel. Wyobraził sobie, że gładzi jej delikatna skórę pleców. Wstał niechętnie i poszedł do łazienki odświeżyć się pod prysznicem i zrobić poranną toaletę.
Mył zęby kiedy usłyszał dzwonek do drzwi. Postanowił nie otwierać chociaż bardzo zaciekawiło go co za gość dobija się tak wcześnie do jego domu. Dzwonek ucichł a po chwili rozległo się głośne pukanie. Andrzej założył na siebie szlafrok i zszedł na dół. Przez chwile pomyślał, że to być może Wiktoria ale było jeszcze bardzo wcześnie a po za tym umówili się już w szpitalu.
- Dzień dobry profesorze – otworzył drzwi swojemu gościowi
-Adam?
- Musimy pogadać – bez zaproszenia i nie zrażony wczesną godziną wszedł do salonu i od razu usiadł na wielkiej kremowej kanapie zwróconej do ogromnego okna z widokiem na ogród.
- Czy ty wiesz która jest godzina?! – Falkowicz wyraźnie zdenerwował się zachowaniem Adama. – Jeżeli przyszedłeś po pieniądze to od razu mówię, że teraz nic nie dostaniesz. Sprawy w Szwajcarii jeszcze się nie ustabilizowały…
- Nie ustabilizowały i już raczej się nie ustabilizują – Adam wstał gwałtownie z kanapy – Ty jeszcze nie wiesz – powiedział bardziej do siebie niż do niego widząc jego zdziwioną minę – No tak śpisz sobie w najlepsze a Szwajcarzy właśnie odsunęli Cię od badań nad naszym lekiem.
Falkowicz z wrażenia usiadł.
- Co takiego!?
- Nie chcą mieć z tobą nic wspólnego…
- To jest moja cząsteczka, mój patent i mój lek! Nie mogą tego zrobić…
- Mogą i najwyraźniej już to zrobili. Nie wiem o co chodzi i chyba nie chce wiedzieć… Ale chce mojej połowi pieniędzy!
- Teraz nic nie dostaniesz – Andrzej był wyraźnie zamyślony
- Chyba mnie nie zrozumiałeś… ja nie proszę cie o moje pieniądze tylko ja ich żądam.
- Dostaniesz swoją część jak przyjdzie na to pora – powiedział ostro. – A teraz zejdź mi z oczu.. musze pomyśleć. A i na pewno nie będzie mnie dzisiaj w szpitalu. Przejmujesz wszystkie moje operacje. – znów się zamyślił – Cholera miałem się dzisiaj spotkać z Wiktorią. Jakoś będę się musiał wytłumaczyć. – Adam, gdybyś spotkał dziś doktor Consalidę przekaż jej, że musiałem pilnie wyjechać ale nasza rozmowa jest cały czas aktualna.
- Rozmowa… Jasne.
- Idź już.
- Nie musisz odprowadzać mnie do drzwi – stwierdził kpiąco – A i jeszcze jedno. Daj spokój Wiktorii, odczep się od niej… ty na nią nie zasługujesz. To dobra dziewczyna a ty ją ranisz. Podejrzewam, że to przez Ciebie przepłakała ostatnie kilka nocy…
W Falkowiczu obudził się gniew. Jakim prawem ten smarkacz się miesza i w dodatku go poucza. Nieomylnego profesora Falkowicza. Jednak na ostatnie słowa młodego chirurga Andrzej posmutniał. Płakała przez niego… Te słowa zadziałały jak kubeł zimnej wody.
- Przestań się mieszać w nie swoje sprawy i zejdź mi z oczu – podszedł do drzwi i teatralnie je otworzył.
- Nie pozwolę Ci jej skrzywdzić  - Adam szybko wyszedł i skierował się do swojego samochodu zaparkowanego przed willą profesora. Ruszył w stronę szpitala z iskiem opon.

***

Wiki obudziły promienie słońca wpadające przez odsłonięte żaluzje. Leżała w łóżku rozmyślając o ostatnich wydarzeniach. Zatęskniła za Blanką.. bardzo jej teraz potrzebowała. Brakowało jej kogoś komu mogła by się wyżalić, przytulić, przelać te wszystkie uczucia które się w niej nagromadziły przez ostatni czas. Co prawda miała Agatę ale nie chciała jej obarczać swoimi problemami. Miała ona wystarczająco dużo swoich zmartwień.
Kiedy wstała z łóżka było tuż przed 9. Ubrała się szybko i zeszła na dół napić się kawy i zjeść śniadanie. Ściskało ją w żołądku. Od rana czekała na moment kiedy spotka się z profesorem. Posprzątała po zjedzonym przez siebie śniadaniu i ruszyła w kierunku szpitala. Od razu skierowała się do gabinetu Falkowicza. Zapukała i chwyciła za klamkę ale było zamknięte.
- Dziwne… chyba na parkingu nie było jego samochodu – pomyślała. Poszła do lekarskiego. Na tablicy zabiegów ani razu nie zostało wymienione nazwisko Andrzeja. Już miała opuścić lekarski kiedy wpadł na nią Adam.
- Historia lubi się powtarzać – zaśmiał się chirurg
- Tym razem to ty wpadłeś na mnie. Zamyślony? – Uniosła brwi
- Zabiegany. A wszystko przez tego twojego… kochasia  pomyślał-… mentora. Wyjechał gdzieś sobie a na mnie zwalił wszystkie swoje operacje.
 Jak to wyjechał?! Kiedy?! Gdzie?! – Takie pytania od razu zaczęły cisnąć się na usta rudowłosej jednak powstrzymała się przed ich zadaniem. – Aha – zamyśliła się na chwilkę. – No nic w takim razie ja się zbieram. Mam jeszcze troszkę wolnego do wykorzystania – puściła oczko Adamowi – trzeba to jakoś wykorzystać – powiedziała z udawaną radością i wyszła z lekarskiego. W głowie cały czas zadawała sobie pytanie co skłoniło Falkowicza do tak nagłego wyjazdu.

PS: Jeżeli wkradły się jakieś błędy to bardzo przepraszam :)



niedziela, 13 kwietnia 2014

Informacja :)

Kochani jak zwykle bardzo mi miło czytać wasze komentarze <3 Widzę że czekacie i bardzo mnie to cieszy :) Next miał być dzisiaj... ale pisanie idzie mi strasznie opornie i mam dopiero kilka linijek w dodatku nawet w niedzielę mój budzik był zmuszony zadzwonić zaraz po 6 rano...:C .
Obiecuję że w środę wieczorem się coś pojawi :) Choćbym miała zarwać całą noc to dla was coś napiszę :*
Cieszą mnie nadchodzące święta :) Mam nadzieję, że w końcu uda mi się porządnie wyspać :D Ale to okaże się dopiero we wtorek wieczorem.... ponieważ zapisałam się na kurs prawa jazdy :) We wtorek pierwsze zajęcia a następne stoją pod znakiem zapytania. Mam nadzieję, że w te dni przedświąteczne dadzą nam spokój :) Wtedy miała bym czas na pisanie ;) Dodatkowo w środę w moim domu pojawi się nowy domownik a raczej domownicy <3 Dwa sympatyczne szczurcie :) 

Pozdrawiam was cieplutko :*
Iwona

piątek, 4 kwietnia 2014

CZĘŚĆ 25

Oto kolejna część !!! Starałam się żeby wyszła troszkę dłuższa :) Pozdrawiam moje wspaniałe czytelniczki :*
PS: Osobiście nie jestem zadowolona z tej części ale ocenę pozostawiam wam :D
A i ta oto nuta wpadła mi w ucho i to przy niej powstawała część 25 :)
https://www.youtube.com/watch?v=tEYdyPc8Mjo
CZ. 25


Falkowicz zdenerwowany kręcił się po swoim gabinecie. Analizował dokładnie to co przed chwilą zaszło w tym pomieszczeniu. Był wściekły na Wiktorię i na siebie. Nie potrafił zrozumieć dlaczego ona tak wszystko próbuje komplikować i utrudniać a z drugiej strony wiedział, że on też zareagował zbyt emocjonalnie. Tak długo się do siebie zbliżali i kiedy w końcu zaczęło się przez moment układać nagle znów wrócili do punktu wyjścia.

Do końca dyżuru Consalida skutecznie unikała Falkowicza. Nie miała ochoty na kolejną konfrontację z nim. Zaczynało do niej docierać, że Andrzej ma racje. Zachowuje się jak małe dziecko. Ustalili zasady i oboje powinni się ich trzymać a ona specjalnie sprowokowała kłótnie…  Od razu poszła do Trettera wziąć tydzień urlopu. Nie miała w zwyczaju uciekać od problemów ale chciała sobie to wszystko przemyśleć

W hotelu udało jej się ukryć emocje tak, że Agata nic nie podejrzewała. Wieczorem siedziały w salonie i zajadając popcorn urządziły sobie maraton filmowy. Wiktoria w czasie wolnego w ogóle nie wychodziła z domu. Całymi dniami krzątała się po mieszkaniu bez celu dręczona myślami o jej niedoszłym związku a w nocy dawała upust emocją i płakała.
Wieczorem postanowiła wyjść do parku. Jeszcze tylko dwa dni wolnego i będę musiała stanąć twarzą w twarz z wszystkimi problemami-pomyślała i usiadła  na ławce podkurczając nogi i chowając twarz w dłoniach. Nie płakała… przez kilka nocy wypłakała z siebie wszystkie łzy. Teraz tylko delikatnie zaszkliły jej się oczy.

Falkowicz brał dodatkowe dyżury i prawie cały swój czas poświęcał pracy. Tylko praca była w stanie ukoić jego skołatane nerwy i dziwne ukłucie w sercu. Do domu nie miał po co wracać. Bez Consalidy nawet nie chciał nazywać tego domem.. ot zwykły budynek. Zwykły, pusty budynek do którego nie warto wracać. Nie warto bo i tak nikt na niego nie czeka.

Siedział w swoim gabinecie przy biurku obłożonym z każdej strony stertą dokumentów. Jeszcze kilka dni temu większość z tych papierów wylądowała by w rękach stażystek  ale teraz wolał wszystko brać na siebie aby odgonić natrętne myśli. W pracy rzadko sięgał po swoją ulubioną whisky ale teraz tylko ona mogła dotrzymać mu towarzystwa. Stary, dobry
i niezastąpiony Jack Daniels. Wypisywał dokumentacje dotąd dopóki litery nie zaczęły mu się zlewać przed oczami. Nie z upojenia alkoholowego ale ze zmęczenia. Nie spał od dwóch dni. Nie mógł. Jego myśli mu na to nie pozwalały. Zaczęło do niego docierać jak ważna jest dla niego kobieta o imieniu Wiktoria. Dolał sobie troszkę złotego trunku do szklanki i uważnie zaczął mu się przyglądać. Alkohol to nie jest rozwiązanie, owszem daje ukojenie i wiele przyjemności ale nie daje nam uczucia miłości. Odetchnął głęboko i odstawił szklankę. Nie może zacząć pić. Wstał zapiął guzik od swojego idealnie skrojonego garnituru i sięgnął po płaszcz. W końcu każdemu należy się przerwa w pracy-pomyślał w duchu i wyszedł z gabinetu.
Zazwyczaj pielęgniarki na jego widok nabierały rumieńcy i zawstydzone spuszczały wzrok mijając przystojnego profesora. Teraz przez lekki zarost i zmęczenie wymalowane na twarzy uważnie mu się przyglądały. Nie zwracał na to w ogóle uwagi tylko szybkim krokiem przemierzał szpitalny korytarz i wyszedł ze szpitala kierując się w stronę parku.

Było już późno i w miejscu gdzie zazwyczaj spacerują zakochane pary czy bawią się małe dzieci było zupełnie pusto. Długie alejki były oświetlone niskimi nowoczesnymi latarniami. Andrzej odetchnął głęboko świeżym, rześkim powietrzem i szedł przed siebie wolnym krokiem. 

Z daleka zobaczył kobietę siedzącą na ławce. Hmm to dziwne spotkać kogoś w parku o tej godzinie. Widać to najlepsze miejsce do ucieczki przed problemami - pomyślał
Dopiero gdy podszedł bliżej zobaczył odbijające się w świetle latarni długie, rude włosy. Od razu się zatrzymał. W jednej chwili przez jego głowę przebiegło stado myśli. Nie widział jej od kilku dni, czuł pustkę a teraz nagle spotyka ją o tak późnej porze w parku. Gdyby wypił kilka szklanek więcej swojej niezastąpionej whisky pomyślał by że to tylko złudzenie. Otrząsnął się szybko i powoli podszedł do ławki na której siedziała Wiktoria.
Usiadł koło niej bez słowa a ona dopiero wtedy spostrzegła jego obecność. Przyglądał się jej a ona spojrzała odważnie swoimi zaszklonymi od łez oczami w jego szare zmęczone tęczówki.
- Wiki… - chciał zacząć ale ona natychmiast przerwała wstając z ławki
- Nie mamy o czym ze sobą rozmawiać – powiedziała szybko  i od razu skierowała się w stronę hotelu jednak z każdym krokiem zaczęła tracić pewność siebie. Czuła smutek i ogromny żal jednak w głębi serca bardzo tęskniła za tym szpakowatym mężczyzną i cieszyła się z tego przypadkowego spotkania.
Falkowicz spojrzał na nią i powoli podszedł do niej nieśmiało głaszcząc ramię i delikatnie odwracając w swoją stronę.
- Wiktoria… - była bardzo blada  a pod oczami dokładnie zarysowały się ślady kilku nieprzespanych i przepłakanych nocy. Nie wiedział co powiedzieć jak ubrać w słowa to co czuje.
- Miałeś racje, miałeś cholerną racje – powiedziała nagle spuszczając głowę – jak zawsze – westchnęła ciężko. - Zachowuje się jak dziecko, jak mały rozkapryszony gówniarz!
Chciał ją objąć, pocieszyć ale Wiki od razu zareagowała.
- Nie dotykaj mnie! Proszę… – głos zaczął jej się  łamać co raz bardziej – Wszystko spieprzyłam! Wszystko -  po policzkach z zaszklonych oczu zaczęły jej spływać łzy – Tak bardzo się pogubiłam, nie wiem co robić…
- Chodź – powiedział spokojnie i ujmując delikatnie jej dłoń przyciągnął do siebie obejmując tak, że nie miała się jak odsunąć.
- Puść mnie słyszysz, puszczaj – zaczęła się szarpać jednak on nie poluzował uścisku a przytulił ją jeszcze mocniej. Obezwładniło ją ciepło jego ciała i zapach ciężkich korzennych perfum które tak uwielbiała. Złapała za poły jego płaszcza i jeszcze mocniej wtuliła się w niego. Stali tak przez chwilę aż w końcu się odezwała
- Andrzej…?
- Ciii nic nie mów – uśmiechnął się
Usiedli na ławeczce cały czas się do siebie przytulając. Nic nie mówili. Oboje uznali że teraz najlepszym rozwiązaniem będzie milczenie. Żadna rozmowa o tej porze i przy tylu emocjach nie ma najmniejszego sensu. Znów mogło by dojść do ostrej wymiany zdań. Andrzej obejmował Wiki i czule gładził ją po plecach  zahaczając o rude kosmyki włosów.  Uśmiechnął się do siebie i pocałował ją delikatnie w czoło. Dobrze że zdecydowałem się na ten spacer – pomyślał
- Chodź odprowadzę Cię do hotelu, zimno się zrobiło – chciał żeby ta chwila trwała wiecznie ale poczuł jak Wiktoria cała drży. Być może były to emocje ale wieczór był chłodny a ona miała na sobie tylko cienką bluzę. Wiki bez słowa wstała i wolnym krokiem ruszyła z Andrzejem pod rękę.
Kiedy doszli na miejsce oboje czuli zakłopotanie podobne do tego kiedy to pierwszy raz Andrzej odprowadził ją do domu. Wiki miała na ramionach zarzucony płaszcz Falkowicza i kiedy chciała mu go oddać Andrzej zauważył na nadgarstku siwy zanikający już ślad.
- Cholera… - powiedział łapiąc ją za dłoń i podwijając wyżej rękaw. Wiedział, że to siniak który powstał przez jego mocny uścisk podczas ostatniej ostrej wymiany zdań.
- To… to nic – powiedziała cicho Wiktoria i opuściła szybko rękaw bluzy.
- Przepraszam – spojrzał w jej oczy chcąc by jego słowa zabrzmiały jak najbardziej przekonująco. Wcześniej rzadko zdarzało mu się używać tego typu słów. – przepraszam za to że tak ostro zareagowałem i za to – sugestywnie popatrzył na jej nadgarstek.
Wiki spuściła głowę – Przepraszam Cię ale jestem zmęczona… - powoli zaczęła się wycofywać. Chciała jak najszybciej zaszyć się w swoim pokoju
- Wiktoria… porozmawiajmy – spojrzał na nią błagalnym wzrokiem.
- Dobrze. Porozmawiamy ale jutro… po południu przyjdę do twojego gabinetu – odparła spokojnie
- Będę czekał
- Dobranoc – starała się uśmiechnąć ale nie potrafiła. Żal cały czas rozrywał jej serce. Jedno było pewne, żaden inny mężczyzna nie działał na nią tak jak on. Mimo ogromnej złości i żalu od pierwszej chwili jak tylko go zobaczyła czuła pożądanie. Pocałowała go delikatnie w policzek ledwo powstrzymując się od namiętnego pocałunku w usta i zniknęła za drzwiami hotelu. Falkowicz stał jeszcze przez chwilę przypatrując się budynkowi w którym mieszkali rezydenci po czym poszedł do swojego samochodu i pojechał do domu. Cały czas czuł na policzku rozgrzane usta rudej. Wiedział że tej nocy w końcu spokojnie zaśnie.
Wiktorii też bardzo ulżyła ta krótka tak naprawdę nic nie wnosząca rozmowa. A może po prostu ulżyło jej jego towarzystwo. Przed snem wypiła jeszcze szklankę herbaty malinowej i położyła się spać. Tej nocy wreszcie nie płakała…


wtorek, 1 kwietnia 2014

Informacja

Hej :)
Moja wena poszła gdzieś sobie i chyba poważnie się na mnie obraziła bo nie chce wrócić ... a może to przez to, że wątek FaWi w serialu zanika? Już sama nie wiem ... Ale widzę ilość wyświetleń na blogu i uśmiech pojawia mi się na twarzy :) Dziękuję za to 14 tysięcy wyświetleń <3 
W dodatku wasze komentarze które ogromnie mnie motywują. I to właśnie dzięki nim w tym tygodniu pojawi się kolejny rozdział :) 
Pozdrawiam i całuję :*
Iwona

wtorek, 18 marca 2014

CZĘŚĆ 24

Hejka :) To, że dzisiaj dodaje to jest prawdziwy cud :D Część naprawdę wymuszona bo zarówno i weny brak i czasu ale nie chcę byście o mnie zapomniały... :)
Bon Appetit :D 
Dla moich najwierniejszych czytelniczek <3


CZ.24

Odwiedziła kilku swoich pacjentów i pacjentów Krajewskiego. Już chciała skierować się do bufetu kiedy zatrzymała ją jedna z pielęgniarek i oznajmiła, że profesor Falkowicz oczekuje na nią w pokoju lekarskim. – Czego on chce… pomyślała i szybko skierowała się w stronę pokoju lekarskiego.
- Chciałeś mnie widzieć – wpadła do pokoju i rzuciła chłodno w stronę profesora który zaczytany na dźwięk jej głosu aż drgnął.
W pokoju od razu zrobiła się napięta i ciężka atmosfera którą wyczuwali chyba tylko oni.
Latoszek nie wzruszony niczyją obecnością i tym, że pacjenci czekają stał przy wielkim akwarium i rozmawiał z rybkami.
- Moje biedactwa karma się skończyła…. Zaraz kogoś wyślemy do sklepu i kupi wam waszą ulubioną… moje skarbeńki…
- Musimy omówić dzisiejsze operacje – odparł równie chłodno Falkowicz nie zwracając uwagi na Latoszka – za 10 minut w moim gabinecie – wstał i chciał wyjść ale jeszcze na moment odwrócił się w drzwiach – A i przy okazji może mi pani zaparzyć kawę i przynieść do gabinetu – uśmiechnął się w swoim stylu i wyszedł.
Wiki stała oszołomiona jego słowami i chłodnym tonem. Czyli jednak… wszystko teraz wróci do normy z przed kilku miesięcy. Znów zacznie nią pomiatać. I ten chłodny ton zupełnie inny od tego kiedy to spędzali wspólne romantyczne chwile. Z drugiej strony czego się spodziewała przecież sama tego chciała. Chciała tego oficjalnego tonu i pełnego profesjonalizmu. Bała się… bała się związku z tym aroganckim mężczyzną i bała się ostracyzmu szpitala. Wszyscy mieli ją za odważną i wojowniczą kobietę a tak naprawdę była zwykłym tchórzem. Zarzucała Andrzejowi, że zakłada maski a tak naprawdę ona sama również je przybierała. Stała tak jeszcze przez chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy aż w końcu zabrała się za parzenie kawy dla profesora.

***

W drodze do gabinetu Wiktoria pokonywała korytarz z prędkością światła. Cała kipiała ze złości i postanowiła, że wygarnie Andrzejowi wszystko co o nim myśli. Wspomnienia z przyjemnych chwil tylko na krótki moment przyćmiły jej złość. Wpadła z filiżanką kawy do gabinetu nawet nie pukając. Filiżankę z kawą postawiła tak, że niewiele brakowało a zawartość rozlała by się na leżące na biurku dokumenty. Falkowicz podniósł tylko wzrok i spojrzał na nią karcąco.
- Dziękuję za kawę pani doktor – czuł, że w powietrzu wisi kłótnia. Wiktoria prawie parowała złością.
- Nie jestem twoją sekretarką! – oparła ręce o blat burka delikatnie się nachylając – Zaufałam Ci… słyszysz! Zaufałam! O ile w ogóle znasz znaczenie tego słowa. Powiedziałeś, że nie będziesz mnie już traktował tak jak wcześniej – głos powoli zaczynał jej się łamać. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji a spojrzenie było chłodne. – Jeżeli po tym wszystkim tak ma wyglądać nasza współpraca to jutro składam papiery u Trettera i odchodzę.
Zapadła cisza. Wydawać by się mogło, że trwa ona nieskończenie długi czas. Nie odzywał się ale wstał z fotela i zapiął guzik swojego idealnie skrojonego garnituru po czym obszedł biurko i stanął bardzo blisko Wiktorii.
- Mieliśmy nie łączyć życia prywatnego z zawodowym – powiedział chłodno patrząc wprost w zielone tęczówki Wiki.
- I to ma upoważniać Cię do tego, że będziesz mną pomiatał na każdym kroku?! I może co? Znów odsuniesz mnie od wszystkich operacji!
- Chyba się zapominasz!
- Ty chyba również! Nie pozwolę żebyś więcej mnie tak traktował!
- Tak?! Czyli jak do cholery! Jak! Jak nie pozwolisz się traktować! – puściły mu nerwy, nie zwracał już uwagi na to, że są w szpitalu i że zapewne przechodzący koło jego gabinetu ludzie słyszą ich kłótnie. W przypływie gniewu i emocji złapał ją mocno za nadgarstek i przyparł do ściany mierząc morderczym spojrzeniem. – Zdecyduj się wreszcie czego chcesz! Zachowujesz się jak rozkapryszone dziecko! Sama prosiłaś żebyśmy zachowali pełen profesjonalizm w pracy! A teraz wpadasz tu i robisz awanturę! O co? O to, że poprosiłem Cię o kawę!?
Odwróciła głowę. Nie mogła spojrzeć mu w oczy. Wiedziała, że on ma racje…
Była niezdecydowana. Bała się i pogubiła. Obawiała się reakcji szpitala a zarazem tego, że Andrzej nie traktuje jej poważnie. Nie wiedziała już co ma o tym wszystkim myśleć, jak ma się zachowywać. Czuła, że do oczu zaczynają napływać jej łzy. Falkowicz jeszcze mocniej ścisnął jej nadgarstek.
- Zastanów się w końcu… i przestań zachowywać jak smarkula.

- Puść mnie to boli – próbowała wyszarpać się z uścisku ale on puścił ją dopiero kiedy zobaczył spływającą po jej policzku łzę. Nie patrząc na niego wybiegła z gabinetu trzaskając drzwiami i szybko ocierając łzę. Przemierzała korytarz szybkim krokiem cały czas w głowie słysząc jego słowa. Nie chciała żeby ktokolwiek widział ją w takim stanie więc poszła do łazienki. Osunęła się po ścianie i na dobre rozpłakała.

wtorek, 4 marca 2014

CZĘŚĆ 23

Ostatnio jestem strasznie zabiegana. Nie mam czasu pisać... Także ogłaszam chwilową przerwę. Oczywiście o blogu nie zapomnę i jak tylko coś wyskrobie to dodam ;) Chyba też zacznę stawiać na dłuższe części ale to zobaczę jak wyjdzie w "praniu" ;) Przydało by się bo skoro będę teraz nieregularnie dodawać to muszę wam to jakoś wynagrodzić <3 Przez najbliższy tydzień albo i dłużej nic nowego się raczej nie pojawi. Wyjeżdżam na kilka dni za granicę i na pewno nie będę miała czasu na pisanie. Tymczasem wstawiam kolejną część i mam nadzieję, że będziecie na mnie "czekać" :D
Pozdrawiam cieplutko :*

 CZ. 23


- Wiki? Idziesz już czy nie? Nie zjadłaś śniadania moja droga…- Agata stała przed drzwiami pokoju przyjaciółki aż w końcu lekko uchyliła drzwi. Wiktoria spała sobie w najlepsze a za 10 minut rozpoczynała dyżur w szpitalu – No pięknie – powiedziała do siebie cicho Agata
- Wiktoria, wstawaj natychmiast – ściągnęła kołdrę którą owinięta była ruda – Wstawaj, słyszysz! Za 10 minut zaczynasz dyżur! Consalida, nooo!
Wiki przetarła oczy i widząc godzinę którą wskazywały wskazówki zegarka wstała z łóżka niczym oparzona.
- O cholera zapomniałam nastawić budzik – wybiegła z pokoju i szybko zniknęła za drzwiami łazienki. – Sambor mnie zabije, spóźnię się na odprawę – lamentowała wyciągając z szafy pierwszą lepszą bluzkę i nakładając na siebie.
- Spokojnie ruda… - uspokoiła ją Woźnicka
- Spokojnie?! Agata to będzie moje pierwsze spóźnienie. A wczoraj nawet nic nie wypiłyśmy . . .
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz – zaśmiała się blondynka
- A ty się nie śmiej tylko spadaj do pracy bo też się spóźnisz. No już cię nie widzę – wydała szybkie polecenie i uśmiechnęła się do Agaty – Dzięki, że jesteś – przytuliła ją szybko i wróciła do ubierania się
- Agata Woźnicka jak zwykle z ręką na pulsie – pochwaliła samą siebie blondynka – a z drugą ręką w nocniku – powiedziała już ciszej sama do siebie. – Dobra Wiki ja spadam, do zobaczenia w pracy.

***

Wiki szpitalny korytarz pokonała prawie biegiem. Nigdy nie zdarzyło jej się nigdzie spóźnić jeśli chodziło o sprawy zawodowe. A dziś spóźniła się do pracy… przez głupie zapomnienie się i nie nastawienie budzika. Ostatnio wieczorami myślała tylko o swoim szefie. Andrzeju Falkowiczu. A teraz po wspólnie spędzonej nocy myślała o nim nie tylko wieczorami ale w każdej wolnej chwili. Nawet teraz wiedząc, że Sambor będzie zdenerwowany jej nieobecnością na odprawie ona bardziej przejmowała się pierwszym spotkaniem w szpitalu z Andrzejem. Była ciekawa jego zachowania… W końcu to co mówił ostatnio brzmiało bardzo przekonująco.  Ale czy on rzeczywiście mówił to szczerze? Z zamyślenia wyrwało ją zderzenie się z Krajewskim.
- Ktoś tu buja w obłokach – uśmiechnął się krzywo – W dodatku spóźnienie no, no Sambor nie będzie zadowolony…
- Zamknij się Adaś z łaski swojej – rzuciła gniewnie
- Z rana, tak wulgarnie, do kolegi? – zakpił kiedy Consalida chciała odejść
- Do kolegi? Słuchaj no KOLEGO… - odwróciła się natychmiast - Przez ciebie nie mam nawet kiedy porządnie się wyspać bo zwalasz mi na głowę swoich pacjentów a sam urządzasz sobie jakieś wycieczki krajoznawcze! Także radzę ci zejść mi z oczu i nie drażnić mnie jeszcze bardziej!
- Wycieczki fajna sprawa. Trzeba korzystać z życia – denerwowanie Consalidy zaczęło podobać mu się coraz bardziej
- To korzystaj z tego swojego życia ale nie kosztem innych – czuła, że z nerwów zrobiła się czerwona na twarzy, szybko odwróciła się od Adama i ruszyła nerwowym krokiem w stronę pokoju lekarskiego.
W pokoju zastała tylko Sambora zapatrzonego w ekran komputera i Falkowicza przeglądającego dokumenty. Na jego widok jej serce niespodziewanie przyśpieszyło a nogi zrobiły się dziwnie miękkie.
- Dzień doby – powiedziała w wejściu i od razu szybko skierowała się do przebieralni.
- Dzień dobry pani doktor, już myślałem, że nie zaszczyci nas pani dzisiaj swoją obecnością – od razu dało się wyczuć, że Sambor nie jest w najlepszym humorze.
Wiktoria przebrała się w tempie błyskawicy, wyszła z przebieralni i nerwowo zaczęła zapinać kitel.
- Ja naprawdę bardzo przepraszam. To się więcej nie powtórzy – zaczęła się tłumaczyć
- Mam taką nadzieję. Z tego co wiem nie ma pani malutkich dzieci pod opieką a w dodatku mieszka pani kilka kroków od szpitala. Spóźnienia w takim przypadku są niedopuszczalne! Pacjenci czekają a ja też nie mam zamiaru powtarzać specjalnie dla pani tego co przekazałem reszcie na odprawie!
Falkowicz siedział niby obojętnie na kanapie ale w rzeczywistości toczył wewnątrz siebie bitwę aby nie wstać i nie podnieść głosu na ordynatora który ewidentnie miał dzisiaj zły dzień a jego kozłem ofiarnym stała się Wiktoria. Bardzo chciał w tym momencie wstawić się za nią ale podczas ostatniej rozmowy dała mu przecież jasno do zrozumienia, że w szpitalu oczekuje pełnego profesjonalizmu. Pierwszy raz liczył się z czyimś zdaniem i chciał wywiązać się z tej prośby.
- Dobrze a więc dzisiaj ma Pani dwie planowane operacje z grantu. Obie przeprowadzi Pani z profesorem – Sambor skinął głową w kierunku Falkowicza – który przekaże pani szczegółowo wszystkie informacje. A teraz proszę już brać się do roboty. Pacjenci czekają – powiedział już bardziej obojętnie i wrócił do pracy na komputerze.
Wiki czuła, że w środku cała się gotuje. Była zła na Adama za to, że wszystkie swoje obowiązki zwalił na nią; na siebie, że zaspała co nigdy jej się nie zdarzało i na Sambora który nie raz i nie dwa bez konsekwencji machnął ręką na spóźnienie Borysa czy Krajewskiego a dzisiaj z powodu złego humoru ewidentnie się na niej wyżył. Do tego jeszcze dwie operacje z Falkowiczem. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. Zazwyczaj pełna energii teraz czuła się bezsilna na wszystko co ją otaczało.




 PS: Mam nadzieję, że nie ma większych literówek... a jeśli coś się pojawiło to bardzo przepraszam.






niedziela, 23 lutego 2014

CZĘŚĆ 22

Wiem kochane najpierw mówiłam, że w piątek... potem, że przed południem i coś mi te obietnice nie wyszły. Przepraszam. Dzisiaj był tak piękny dzionek, że prawie cały czas gdzieś spacerowałam ... :D
Proszę bardzo... kolejna część opowiadanka;)



CZ. 22


 Agata rozpakowała szybko zakupy a w międzyczasie zrobiła dwa kubki kakao z którymi zamierzała odwiedzić Consalidę. Stanęła przed drzwiami jej pokoju i zawahała się. Pomyślała, że może Wiki potrzebuje chwili samotności a ona tylko niepotrzebnie ją zdenerwuje. Wiki jakby telepatycznie na tą myśl Agaty zawołała ją.
- Agata wchodzisz czy masz zamiar modlić się przed moimi drzwiami – powiedziała nie odrywając nawet na chwilę wzroku wbitego gdzieś w przestrzeń za oknem.
Blondynka uśmiechnęła się i szybko wparowała do pokoju zamykając za sobą drzwi i stawiając na stoliku kubek z kakao dla przyjaciółki.
- Masz szósty zmysł? – zapytała lekko rozbawiona mimo iż widziała w jakim nastroju jest ruda – Nie chwaliłaś się tym wcześniej
- Słyszałam jak Przemek trzaska drzwiami a potem jak ktoś wchodzi po schodach . . . Dzięki za kakao – wzięła kubek w ręce i upiła łyk gorącego napoju – Mmm pyszne…
- O co poszło? – zapytała doskonale znając odpowiedź
- Agata wiesz, że jesteś jedyną osobą która bezczelnie nie włazi z buciorami w moje życie? Przemek cały czas próbuje mnie kontrolować… Za kogo on się uważa! – zdenerwowanie Wiki zaczęło budzić się na nowo.
- Wiki spokojnie przy mnie nie musisz wrzeszczeć – uspokoiła ją Agata – Widzę, że ktoś skutecznie nadepnął Ci dzisiaj na odcisk. Co się stało?
-Mówiłaś mi, że mam się nie angażować . . .- westchnęła głośno jak by to miało przynieść jej ulgę – ale ja chyba nie potrafię Agata – spuściła głowę. Czuła się słaba. Była zła na siebie. W końcu nazywa się Consalida! Wszyscy mają ją za kobietę ze stali a ona tym czasem w ciągu jednego dnia na zmianę wybucha złością i się rozkleja. – Po prostu nie potrafię . . . – przytuliła się do Agaty
- Ciiii…wszystko się ułoży, będzie dobrze, zobaczysz – pogładziła rudą po włosach – Wiki… czy profesor . . . czy on -  nie wiedziała jak zadać to pytanie – on cię nie skrzywdził, prawda? – zapytała z lekkim przerażeniem co rozbawiło Wiktorię.
- Nie zrobił nic bez mojego przyzwolenia – zarumieniła się lekko i obie się roześmiały.
- Opowiadaj ze szczegółami – Agata usiadła na łóżku jak mała dziewczynka czekająca na swoją ulubioną bajkę.
- Pozwól kochana, że szczegóły pozostawię tylko dla siebie – ostudziła emocje Agaty – Ale powiem Ci, że jest on niezaprzeczalnie bogiem seksu – rozmarzyła się Wiki a Agata aż pisnęła i przytuliła rudowłosą.
- Wiedziałam, no po prostu wiedziałam, że długo nie wytrzymacie.  Wystarczyło spojrzeć na was wtedy kiedy cię odprowadzał. Niczym dwa wygłodniałe zwierzęta..
- Agatko spokojnie bo ci żyłka pęknie – przerwała jej słowotok Wiki i lekko posmutniała
- Hej Wiki co jest? – euforia która szybko zalała Agatę teraz równie szybko ją opuściła
- Tak jak wspomniałam nie potrafię się nie angażować… Dla niego był to tylko seks… A dla mnie…dla mnie to było coś więcej. Uzależniłam się od niego rozumiesz? Uzależniłam się od faceta który miesiącami mnie gnoił… Myślisz, że dlaczego tak nagle się zmienił? Obrał sobie nowy cel. Chciał tylko zdobyć moje ciało, przelecieć mnie a ja mu na to pozwoliłam – spuściła głowę – od jutra wszystko wróci do normy a ja mogę być zła tylko sama na siebie… -powiedziała szeptem
- Powiedział Ci to? – zapytała z niedowierzaniem blondynka. Wszyscy w Leśnej Górze znali ostry charakter profesora ale gdyby naprawdę tak potraktował Wiki to całkowicie skreślało by go jako człowieka. Nie mogła uwierzyć, że pozwolił by sobie na takie coś. Po za tym ostatnio nie dało się nie zauważyć, że to przy Wiktorii profesor najczęściej się uśmiecha.
- Nie, wręcz przeciwnie… powiedział, że bał się o swoją pozycję bo jestem dobrym chirurgiem i że nasze relacje nigdy już nie będą takie jak kiedyś…
- No widzisz. To po co dobierasz sobie do głowy jakieś czarne scenariusze? – skarciła ją Agata.
-Bo nie potrafię mu zaufać. Dzisiaj było mi tak dobrze, czuję się przy nim naprawdę bezpiecznie ale nie wiem na czym stoję i to cały czas wprowadza jakieś nieprzyjemnie napięcie i niepokój. Jest cudownie a za chwilę ogarnia mnie taki strach, że nie panuję nad sobą. Nie chce żeby znowu kolejny facet mnie zranił… ale w dziwny sposób przed Falkowiczem nie potrafię się bronić.
- Kochasz go – bardziej stwierdziła niż zapytała Agata

Wiki wolała nie udzielać odpowiedzi. Pogubiła się i sama już nie wiedziała co czuje.       

poniedziałek, 17 lutego 2014

CZĘŚĆ 21

Bardzo was przepraszam, że wczoraj nic nie dodałam ale to było z przyczyn niezależnych odemnie...
Cóż złośliwość rzeczy martwych jest straszna :D


CZ. 21


- Dziękuję, że mnie odwiozłeś – powiedziała kiedy Andrzej zaparkował na szpitalnym parkingu.
- To ja dziękuję za mile spędzony wieczór, za noc i cudowny poranek – powiedział zniżonym głosem który zawsze przyprawiał Wiktorię o przyjemne dreszcze.
- Do zobaczenia jutro w pracy, profesorze – obdarzyła go pięknym uśmiechem który pojawił się na jej twarzy na wspomnienie nocy z Andrzejem. Wysiadła z auta ale jeszcze na chwilę zatrzymał ją głos Falkowicza.
- Żałujesz? – zapytał patrząc jej głęboko w oczy i czekając na jej odpowiedź niczym na wyrok egzekucyjny
- Nie, nie żałuję – powiedziała poważnie i obserwowała jak z twarzy jej kochanka schodzi napięcie – Do jutra – zamknęła drzwi białego BMW i ruszyła w stronę hotelu

***
- Cześć – powiedziała głośno, ściągając płaszcz. Miała nadzieję, że Agata jest w hotelu. Chciała z nią porozmawiać o ostatnich wydarzeniach i potrzebowała jej wsparcia.
- No proszę, proszę… któż to postanowił wrócić na stare śmieci – z salonu odezwał się Przemek.
- Cześć Przemo – powiedziała oschle Consalida po czym od razu skierowała się do kuchni. Zapała był ostatnią osobą którą chciała teraz widzieć i z którą chciała rozmawiać. Wiedziała, że będzie prawił jej morały.
- Nie wróciłaś na noc . . . – zaczął
- Jest Agata? – zapytała chcąc szybko przerwać i zmienić temat. Czuła, że w powietrzu wisi kłótnia a na ten dzień miała już dosyć.
- Można wiedzieć gdzie byłaś – zignorował jej pytanie czym jeszcze bardziej rozzłościł Wiktorię.
- Przemek do cholery! Już Ci mówiłam, że jestem dorosła i nie mam obowiązku się nikomu tłumaczyć! Odpieprz się w końcu odemnie i od mojego życia i zajmij się swoim!
- Ach tak?! Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi!
- Ja też tak kiedyś myślałam – wycedziła przez zaciśnięte zęby i prawie biegiem poszła na górę z hukiem trzaskając drzwiami
W tym momencie do hotelu wróciła Agata obładowana zakupami. Usłyszała tylko trzask drzwi i zobaczyła minę osłupiałego Przemka. Od razu domyśliła się, że Wiki już wróciła.
- Co się stało? – wyrwała Przemka z zamyślenia
- Zapytaj swojej przyjaciółeczki – rzucił z gniewem i wyszedł z mieszkania również trzaskając drzwiami.
Agata popatrzyła w jego stronę.

- Nowa moda czy jak? – powiedziała sama do siebie lekko się uśmiechając i zaczęła rozpakowywać zakupy.

niedziela, 9 lutego 2014

CZĘŚĆ 20

Obiecałam i jest ;) Ze specjalną dedykacją dla Majki G i FaWiOpo czyli Oli :*

CZ. 20


Leżeli wtuleni w siebie i okryci cieniutkim kocem. Andrzej bawił się włosami Wiktorii. Ciszę przerwała Wiki.
- Obiecałeś, że porozmawiamy – usiadła zakrywając się kawałkiem koca
- Ślicznie wyglądasz – widać było, że jej kochanek nie może na niczym skupić swojej uwagi.
- Wstawaj – podała mu jego rzeczy i sama również zaczęła się ubierać
- A mogło być tak miło…-westchnął teatralnie
- A nie było? – zapytała z lekkim oburzeniem
- Było…cudownie – ucałował jej szyję i uśmiechnął się szczerze – To o czym chcesz porozmawiać?
- Nie o czym tylko o kim… a konkretniej o nas, o tym, że spędziliśmy razem noc i…
- Już mówiłem, że było cudownie – przerwał jej z charakterystycznym uśmieszkiem.
- Ok, było cudownie ale co dalej?! – zapytała ze zdenerwowaniem. Nie potrafiła trzymać swoich emocji na krótkiej smyczy.
- Wiki nie psuj tej chwili, proszę – zrobił minę zbitego psa
- No właśnie chwili…tylko chwili, bo od jutra wszystko wróci do normy, tak?!  Znów będziesz gnoił mnie na każdym kroku i uprzykrzał życie?! Odpowiedz! Albo nie, nie chcę wiedzieć! – emocje które od dłuższego czasu kłębiły się w Wiktorii w tym momencie uszły z niej niczym powietrze z dziurawego balonu – Ciesz się tą CHWILĄ bo osiągnąłeś to czego chciałeś – do jej oczu napłynęły łzy – Bo tylko o to Ci chodziło, prawda?! Przeleciałeś mnie więc dopiąłeś swego – usiadła na krześle i schowała twarz w dłonie. – A ja głupia na to pozwoliłam – powiedziała cicho
Falkowicz po prostu stał i obserwował kobietę którą targało w tym momencie wiele emocji. Nie rozumiał jej wybuchu. Zabolały go jej słowa i widok jej oczu zaszklonych od łez. Płakała przez niego a on nie potrafił zrozumieć o co chodzi mimo iż słowa Wiktorii dały dokładny, czysty przekaz. Nigdy wcześniej nikim się nie przejmował. Zawsze patrzył tylko na siebie i swoje korzyści. Teraz patrzył na swoją kobietę po której policzkach zaczęły spływać łzy i nie wiedział zupełnie jak się ma zachować. Przyklęknął koło niej odgarniając jej włosy z twarzy i ujął w swoje silne ręce jej delikatne dłonie wcześniej obie całując.
- Oj Wiki, Wiki… - zaczął ale ona szybko mu przerwała.
- Zostaw mnie – wyrwała swoje dłonie i gwałtownie wstała. – Wracam do hotelu – otarła łzę która zatrzymała się na jej bladym policzku i skierowała się w stronę drzwi.
- Tak nie będziemy rozmawiać moja droga – zachowanie Wiktorii zdenerwowało Andrzeja. W końcu kilkakrotnie się ze sobą kochali i spędzili miło czas w swoim towarzystwie a teraz nagle wszystko prysło jak bańka mydlana. Nie chciał na to pozwolić. Nie mógł dopuścić żeby tak to się skończyło. Złapał ją za łokieć i zatrzymał zmuszając by odwróciła się w jego stronę.
- Puść mnie – wysyczała przez mocno zaciśnięte zęby. Ta sytuacja ją przerosła i w tym momencie chciała uciec jak najdalej… Poczuła się bezradnie, bezbronnie i nie miała siły na dalszą kłótnię a nie chciała pokazać swojej słabości.
- Nie dałaś mi nawet dojść do słowa – oburzył się – i uciekasz jak pies z podkulonym ogonem. Chciałaś rozmawiać więc rozmawiajmy!
- Powiedziałam już wszystko co miałam do powiedzenia – odparła szybko
- Raczej wykrzyczałaś – zripostował Andrzej -  Wiki… -  powiedział po chwili już łagodniej i delikatnie przyciągnął ją do siebie tak że opierała się o jego tors. Popatrzył jej głęboko w oczy zachowując jak największą powagę – Jestem szują i przychodząc tu, czy zgadzając się na kolacje ze mną zdawałaś sobie z tego sprawę. Nie jestem taki jak inni . . . ale to przecież dzięki temu zwróciłaś na mnie uwagę. Prawda? – spuściła wzrok słysząc jego słowa. Nie chciała patrzeć mu w oczy.
- Chce żebyś wiedziała, że jesteś pierwszą kobietą z którą podzieliłem swoją sypialnie – powiedział z wielką powagą i zauważył jak Wiki próbuje skryć swój delikatny uśmiech.
- Dobrze mi z tobą – kontynuował – Nigdy w nikim nie miałem oparcia i nigdy przy nikim nie czułem się tak jak przy tobie. To jak traktowałem Cię jeszcze kilka  miesięcy temu  wynikało z tego, że poczułem zagrożenie z twojej strony. Jesteś niesamowitym chirurgiem… A ja bojąc się o siebie chciałem sprowadzić Cię do pionu… wtedy nie widziałem jeszcze w tobie kobiety… - zawahał się przez chwilę – Kobiety mojego życia – ujął jej podbródek tak, że musiała spojrzeć mu w oczy. – Nie chcę żebyś przezemnie płakała… i nie wyobrażam sobie żeby nasze relacje kiedykolwiek powróciły do tych z przed kilku miesięcy.
Wiktorię zupełnie zaskoczyło to co powiedział jej Andrzej. Nie podejrzewała go, że może być zdolny do takich wyznań. A w jego oczach dostrzegła szczerość. Nie potrafiła mu się oprzeć i mimo wybuchu złości i wątpliwości z przed chwili teraz miała ochotę rzucić mu się na szyję. Starała się uniknąć jego wzroku i nie wiedziała zupełnie co powiedzieć. Andrzej przejął inicjatywę i mocno ją przytulił. Oparła głowę w zagłębieniu jego szyi. Nawet taki drobny gest sprawiał, że czuła się bezpiecznie.
- Chodź zrobię Ci herbaty – powiedział czule.

***

Cisza która teraz panowała między nimi zdawała się nie mieć końca i była bardzo nieprzyjemna. Spędzili razem upojną noc i przemiły poranek a teraz atmosfera była bardzo ciężka. Wiki miała ochotę po prostu wyjść i wrócić do swojego azylu którym był jej mały pokoik w hotelu rezydentów ale nie chciała ranić Andrzeja. Wiedziała ile musiało go kosztować jego szczere wyznanie.
- Andrzej . . . ja -  postanowiła przerwać tą bolącą ciszę – ja po prostu pogubiłam się w tym wszystkim. Muszę to sobie poukładać, przemyśleć . . . przepraszam.
- Dobrze, rozumiem… nie będę na ciebie naciskał.
- W szpitalu… zaczęła ale Falkowicz kolejny raz tego dnia jej przerwał
- W szpitalu mamy zachowywać się tak jak do tej pory, jak by nic między nami nie było. Wiki nie jesteśmy przecież dziećmi… Po za tym w szpitalu obowiązuje pełny profesjonalizm. Którego niestety przykładem nie jest Nina i Sambor – powiedział z charakterystycznym uśmieszkiem. Wiki popatrzyła na niego karcąco ale mimowolnie się zaśmiała.
- No i od razu lepiej – odwzajemnił uśmiech – ten uśmiech ma nie schodzić z twojej twarzy a już na pewno nie mają zastępować go łzy.
- Odwieziesz mnie do hotelu?
- Na pewno nie chcesz zostać? – zapytał z nadzieją
- Andrzej proszę… miałeś nie naciskać – czuła, że ta rozmowa oczyściła atmosferę miedzy nimi.
- Oczywiście odwiozę Cię z największą przyjemnością – pocałował ją w czoło i poszedł po kluczyki od samochodu.


piątek, 7 lutego 2014

CZEŚĆ 19

Cóż przy tej części mogę was jedynie przeprosić, że jest tak króciutka...
Ale za to postaram się w niedzielę coś dodać ;)
Standardowo przepraszam za błędy ;)
A i pozwolę sobie zaprosić do czytania i komentowania obłędnego opowiadania Anastazji :*
http://forum.tvp.pl/index.php?topic=149715.0 - ZAPRASZAM BO NAPRAWDĘ WARTO!


CZ.19


Jadalnia była połączona z salonem. Cały dół domu Falkowicza to była duża otwarta przestrzeń. Usiedli naprzeciwko siebie przy dużym drewnianym stole który stał blisko przeszklonej ściany i drzwi tarasowych. Nieśmiałe promienie słońca wpadały przez okna budząc i pięknie rozświetlając wnętrze domu. Siedzieli w milczeniu jedząc kanapki i delektując się zapachem i smakiem mocnej kawy. Do Wiktorii dopiero teraz jakby dotarło tak naprawdę co się stało. Ale była dziwnie spokojna. Była tu z nim i liczyła się tylko ta chwila nawet jeśli miała by się szybko skończyć. Nie obchodziło jej zdanie innych. Chciała by to szczęście trwało.
Andrzej co chwilę zerkał na rudowłosą kobietę jakby nie mógł uwierzyć, że jest z nim tutaj. Tyle miesięcy starał się dla niej i powoli zmieniał aż w końcu ją zdobył. Na początku chyba tylko o to chodziło. Kolejne trofeum i podziw innych że udało mu się osiągnąć nieosiągalne. Ale teraz wiedział że to coś więcej i nie chciał się przed tym bronić. Przy niej poznawał uczucie miłości. Teraz to ona była jego nauczycielem. Jedząc kanapkę położył lewą rękę na jej dłoni delikatnie i czule muskając ją palcami. Tak jak by nie chciał żeby mu uciekła.

***

Skończyli śniadanie. Wiki zebrała talerzyki i zaniosła do kuchni a Falkowicz w tym czasie rozsiadł się na kanapie i zaczął przeglądać jakieś czasopismo medyczne.
- Widzę, że nawet wolny czas poświęcasz dla medycyny – powiedziała z lekkim wyrzutem Wiki i usiadła obok Falkowicza opierając o jego bark głowę.
- Mogę go w całości poświęcić dla ciebie – powiedział zmysłowo, odkładając gazetę na stolik i całując namiętnie Wiki.
- Czekam na deser pani doktor – wymruczał jej do ucha między pocałunkami.
Nie potrafiła mu się oprzeć, miała ogromną ochotę na powtórkę namiętnej nocy, przez jej ciało przechodziły przyjemne dreszcze podniecenia. Poczuła, że rozpina jej guziki koszuli a drugą ręką wodzi po delikatnej skórze jej pleców.
- Andrzej… - chciała żeby zabrzmiało to stanowczo ale niestety nie udało się. Zabrzmiało to raczej tak jak by chciała czegoś więcej i dawała mu do tego pełne przyzwolenie.
- Aż tak na ciebie działam ? – zaśmiał się lekko i kontynuował pieszczoty
- Andrzej… chcę porozmawiać – w końcu udało jej się otrząsnąć
- Porozmawiamy… potem kochanie…pozwól mi się tobą nacieszyć – powiedział w przerwach na pocałunki miękkiej skóry jej szyi. Wiktoria zrozumiała że teraz jakakolwiek rozmowa nie ma sensu. Oboje płonęli od pożądania. Nie pozostała dłużna i ściągnęła koszulkę Andrzeja a potem sprawnie rozpięła jego jeansy. Położył ją na kanapie i pochylił się nad nią pieszcząc każdy skrawek jej ciała. Ona odwzajemniała każdą pieszczotę. Ich zbliżenie było jeszcze bardziej intensywne niż to w nocy. Tak jak by wcześniej badali tylko teren, poznawali czułe punkty a teraz przechodzili do ostatecznego ataku. Ich ciała idealnie ze sobą współgrały. Doznania jakie sobie zapewniali nie mieściły by się w żadnej skali. Oboje osiągnęli spełnienie w podobnym czasie a w do tej pory pustym i cichym domu rozlegały się ich ciężkie oddechy i pomruki zadowolenia.


piątek, 31 stycznia 2014

CZĘŚĆ 18

Cześć kochane :*
Grypa pokonana chociaż jeszcze nie do końca [nienawidzę mieć kataru :D], wena też zaczyna ożywać ;)
Nauki masa...  to już chyba norma. Ale na szczęście zawitały właśnie od dzisiaj do mnie upragnione ferie :D Co prawda wolnego znów za wiele nie będzie bo na czas ferii idę do pracy + dodatkowo muszę załatwiać sobie praktyki na maj ale pisać będę na pewno na tyle na ile czas pozwoli ;) 
Tą część dedykuję Anastazji :*
Dziękuję mój mistrzu, że jeszcze tu zaglądasz <3
Przepraszam za ewentualne literówki i inne niedociągnięcia ale tradycyjnie pisane późno w nocy;)

CZ. 18


Wiktoria obudziła się i była przez chwilę zdezorientowana. Nie wiedziała czy to co się wczoraj wydarzyło to rzeczywistość czy może tylko marzenie senne. Przetarła oczy i zobaczyła dużą sypialnię, elegancko umeblowaną. Wczoraj nie miała okazji dostrzec elegancji tego pomieszczenia. Dębowa podłoga do tego idealnie dopasowana dębowa szafa, komoda i dwie szafeczki nocne po obu stronach wielkiego łoża z baldachimem. Sypialnia wyglądała lepiej niż z niejednego dobrego katalogu meblowego. Wszystko miało swoje miejsce, panował ład i porządek. Pewne jest, że Falkowicz test białej rękawiczki zaliczył by na 6. Odwróciła się i zobaczyła śpiącego Andrzeja z rozkosznym, niewinnym uśmiechem na ustach. Była szczęśliwa, było jej tak dobrze… ale do głowy szybko zapukał strach i niepewność. – Boże co ja zrobiłam? Przespałam się z szefem i w dodatku czarną owcą szpitala! – myśli krążyły uparcie w jej głowie ale serce podpowiadało, że to była najcudowniejsza noc jaką kiedykolwiek spędziła z mężczyzną. Był świetnym kochankiem! Czuły, delikatny a zarazem stanowczy. Całkowite przeciwieństwo profesora który w szpitalu rozstawiał wszystkich po kątach. Człowiek o dwóch twarzach. Podparła się na łokciu i dłonią potarła jego policzek.
- Mmmm . . . Wikiii – wymruczał przez sen Falkowicz. Wiktoria cichutko się zaśmiała i delikatnie ucałowała go w czoło. Nie chciała go zbudzić. Wiedziała jaki jest zapracowany a dzisiaj oboje mieli wolne. Wstała z łóżka i odnalazła swoją bieliznę. Popatrzyła na sukienkę w której wczoraj była i uśmiechnęła się do wspomnień z poprzedniego wieczoru. Nie założyła jej jednak tylko podeszła do szafy profesora i włożyła jedną z jego idealnie uprasowanych koszul. Zeszła na dół…


***


Falkowicz obudził się i nie otwierając oczu chciał objąć Wiktorie i przygarnąć ją do siebie. Doskonale pamiętał wczorajszy wieczór. Jego dłoń jednak nie napotkała jej ciepłego ciała tylko zimne satynowe prześcieradło. Od razu otworzył oczy zdziwiony, że jej nie ma. Tego się nie spodziewał. Przecież ona nigdy przed niczym nie ucieka… a teraz uciekła. Z jego twarzy zszedł uśmiech a w oczach zaczęły się tlić smutek i złość. Było mu z nią dobrze, najlepiej. Miał mnóstwo kobiet, każda na jedno jego skinienie wskakiwała mu do łóżka. Ale Wiki była wyjątkowa… miała podobny charakter do niego, lubiła wyzwania i nigdy się nie poddawała. No i była pierwszą kobietą z którą kochał się w jego sypialni, na jego wielkim łóżku. Inne kobiety zawsze zabierał do hotelu. Nie chciał by bezcześciły jego królestwo. Natomiast noc z Wiki w jego domu była niczym, największy zaszczyt. Wstał niechętnie i poszedł pod prysznic. Zimna woda nie ostudziła jego myśli i złości. Ubrał się w jeansy i luźny szary podkoszulek. Wyszedł z łazienki i jego oczy od razu zwróciły się w stronę łóżka. Wystarczyło, że na chwilę zamknął oczy a od razu widział Wiktorię. Dopiero po chwili tych rozmyślań i przywracania wspomnień poczuł, że w całym domu unosi się mocny zapach kawy. Zmarszczył brwi i dotarło do niego że ktoś krząta się po jego kuchni. Zszedł na dół i zobaczył zastawiony do śniadania stół w salonie. Kinga… to penie ona znowu przylazła – pomyślał. Kinga często niezapowiedzianie wpadała do niego rano i robiła mu śniadanie. Denerwowało go to bo nic do niej nie czuł ale była mu potrzebna i musiał zachowywać jakiś pozory. Już miał się odezwać ale ugryzł się w język, stanął w drzwiach kuchni i zobaczył rudowłosą kobietę szykującą kanapki. Maska smutku i złości zsunęła się z jego twarzy niczym kurtyna a w sercu wybuchł wulkan radości. Nie uciekła. Była tu z nim, w jego domu, po upojnej nocy którą razem spędzili i szykowała wspólne śniadanie nucąc cos pod nosem. Miał ochotę krzyczeć z radości ale szybko skarcił się za to w myślach… w końcu był poważnym profesorem a nie rozkapryszonym szczeniakiem. Wiktoria nie zauważyła jego obecności a on szybko to wykorzystał i podszedł do niej obejmując ją od tyłu. Wiki odruchowo drgnęła.
- Dzień dobry księżniczko – powiedział lekko całując ją w szyję
- Dzień dobry profesorku – uśmiechnęła się ciepło – wyspany?
- Niestety nie – odparł udając smutek – Pewna ruda złośnica nie dała mi spać – odwrócił ją przodem do siebie i namiętnie pocałował.
- Bardzo miły poranek – wymruczała Wiki
- Mam nadzieję, że nie pierwszy i nie ostatni – uśmiechnęli się opierając się o siebie czołami.
- Przygotowałam śniadanie - powiedziała cicho
- Mhmm – cały czas rozkoszował się jej obecnością i zapachem – tutaj czy w sypialni? – popatrzył na nią zaczepnie. Zaśmiała się. Nie mogła uwierzyć, że ma przed sobą doktora habilitowanego, profesora Falkowicza który słynął ze swojej szujowatości i podłego charakteru w całej Leśnej Górze. Teraz zachowywał się tak naturalnie. Dlaczego nie może być taki w szpitalu, w stosunku dla innych? Poczuła się naprawdę wyjątkowo. W końcu to ją spotkał zaszczyt poznania prawdziwej twarzy Andrzeja.
–  Zależy co masz na myśli? – lubiła się z nim droczyć.
– Mam ochotę na śniadanie do łóżka – udał za myślenie – szczególnie jeśli to ciebie będę mógł schrupać – połaskotał ją po bokach.
– Przykro mi, że cię zawiodę ale na śniadanie są tylko kanapki – wyminęła go kierując się do jadalni z uśmiechem zadowolenia na twarzy. On jednak nie dał za wygraną i zanim zdążyła odejść przyciągnął ją blisko siebie
– A na deser? –wymruczał

- Hmm, jeszcze zobaczymy – pocałowała go delikatnie i poszli do jadalni.

niedziela, 26 stycznia 2014

INFORMACJA

Bardzo was wszystkich przepraszam, że nic nie dodałam... Naprawdę starałam się coś wyskrobać i szczerze to nawet mi się udało ale jak to przeczytałam to od razu usunęłam. Za dużo zwaliło mi się na głowę a żeby było ciekawiej to rozkłada mnie grypa...
Może dodam coś na tygodniu ale to MOŻE...
Natomiast obiecuję, że choćby świat miał stanąć na głowie to w weekend na pewno się coś pojawi :*
Pozdrawiam was wszystkich cieplutko <3
Iwona

niedziela, 19 stycznia 2014

CZĘŚĆ 17

Przepraszam, że kazałam wam tyle czekać ale ostatnio bardzo dużo się dzieje w moim życiu.
Myślę, że tą częścią was w końcu "zaspokoję" i że wam się spodoba... :D Pierwszy raz pisałam hota :P 
Dziękuję wszystkim którzy tu zaglądają i zostawiają komentarze :) Gdyby nie wy to pewnie dodawała bym jeszcze rzadziej ... No i dziękuję za ponad 5 tyś. wejść :*
Pozdrawiam was:*
Iwona


CZ. 17


Poczuła na sobie jego spojrzenie. Uśmiechnęła się pod nosem i odważnie spojrzała w jego szare tęczówki …
- Przyglądasz mi się – zapytała chodź wiedziała, że to pytanie nie ma najmniejszego sensu. Jego spojrzenie od dłuższej chwili niemal paliło ją w skórę.
- Napawam się pięknym widokiem – uśmiechnął się a ich dłonie opierające się na sofie się niby przypadkiem się napotkały. To dało Wiktorii impuls do działania. Odstawiła kieliszek z winem który trzymała w dłoni i siadła na nim okrakiem ale tak, że ich ciała się nie stykały. Rękami oplotła jego szyję i palcami przeczesała delikatnie jego włosy. Nie spodziewał się takiego zachowania z jej strony. Po raz kolejny go zaskoczyła ale kiedy poczuł, że składa na jego ustach delikatny a zarazem namiętny pocałunek szybko go odwzajemnił. Wplótł swoją dłoń w jej włosy a ona jeszcze mocniej go objęła. Całowali się coraz łapczywiej. Błądził ręką po jej odkrytych plecach aż w końcu napotkał suwak od sukienki. Zawahał się. Wolał poczekać na jej ruch a niżeli znów miałby ją wystraszyć. Pragnęli siebie nawzajem. Wiki zauważyła dezorientację i niepewność Andrzeja.
Przerwała pocałunek, oboje ciężko oddychali. Utonęła w jego szarym spojrzeniu. Przypomniała jej się ostatnia kolacja z nim. Wtedy sytuacja była podobna ale ona stchórzyła, nie była jeszcze gotowa. Teraz też nie była do końca pewna czy dobrze robi ale wiedziała że jej ciało go pragnie. W jego oczach błyszczała miłość. Tak, to na pewno była miłość jeszcze nigdy tak na nią nie patrzyła jak teraz.
- Rozumiem, że profesor pozwoli mi zostać? – zaśmiała się a on znów ją pocałował – Mam nadzieję, że masz duże, wygodne łóżko w sypialni –szepnęła, zbierając w sobie całą swoją odwagę, chcąc go zachęcić i rozwiać jego wątpliwości i obawy. Zaczął całować jej szyję i odkryte ramiona. Ściągnęła jego koszulkę a on łapiąc ją za pośladki przyciągnął bliżej siebie. Wtuliła się do niego tak, że ściśle przylegali do siebie ciałami i oboje zatracili się w pocałunkach. Cały czas siedziała na nim okrakiem i zaczynała czuć jego powiększającą się z sekundy na sekundę męskość. Wstała i pociągnęła go za rękę. Skierowali się na górę cały czas całując się. O mało nie przewrócili się na schodach. Zatraceni w pocałunkach obijali się o meble i ściany. Wpadli do sypialni nawet nie zamykając za sobą drzwi. Od razu skierowali się na łóżko. Wiktoria była przez chwilę nad nim po czym znowu przeszli do pozycji siedzącej. Ręce Andrzeja błądzące po jej plecach znów napotkały na suwak i tym razem bez zastanowienia go odsunął. Zdjął z niej sukienkę a ona w tym czasie zajęła się guzikami jego spodni. Zostali w samej bieliźnie. Falkowicz zmysłowo zsunął z jej ramion ramiączka stanika a potem jedną ręką go odpiął i mocno do siebie przyciągnął. Czuł ciepło jaj ciała. Zdecydowanym ruchem położył ją na łóżku tak, że był nad nią. Pieścił każdy milimetr jej ciała. Jedna ręka powędrowała w okolice jej pośladków i zsunęła jaj koronkowe figi. Ona oplotła jego biodra nogami, ściągając przy tym bokserki. Oboje tego pragnęli. Chcieli w końcu aby ich ciała się połączyły, stały się jednością. Delikatnie wszedł w nią a ona poczuła na sobie falę gorąca. Cichutko jęknęła i oddała się przyjemności. Przytuliła się do niego prawie wbijając z rozkoszy paznokcie w jego plecy. Ich ruchy stawały się coraz bardziej odważne i zdecydowane. Oboje się zaspokajali chociaż nie mogli się sobą nasycić. Poznawali swoje ciała kawałek po kawałku. Zaczęło brakować im tchu i oboje czuli przechodzące dreszcze rozkoszy. W końcu oboje osiągnęli szczyt. Pokój wypełniały ich szybkie oddechy i westchnienia wywołane namiętnością. Przytulili się do siebie.
- Dziękuję – wszeptał profesor mocno ją przytulając – Z nikim nigdy nie było mi tak dobrze jak z tobą – popatrzyła mu w oczy i uśmiechnęła się.
- Ja podziękuję Ci jutro – pocałowała go namiętnie – O ile nie uciekniesz –pomyślała.

Tej nocy kochali się jeszcze 3 razy i za każdym razem oboje osiągali pełną satysfakcję. Ich ciała były dla siebie stworzone. Dopiero nad ranem zasnęli wtuleni w siebie z uśmiechem na twarzach.

niedziela, 12 stycznia 2014

CZĘŚĆ 16

Nie mogłam się powstrzymać żeby wam czegoś krótkiego nie wyskrobać i wstawić <3 A więc o to i jest :D
Tylko błagam nie zabijajcie, że zakończyłam w takim momencie :p


CZ. 16


Dojechali na miejsce. Falkowicz zgasił silnik i popatrzył na Wiki. Ona patrzyła w zamyśleniu na jego dom. Taki duży a tak pusty. Zastanawiała się jak on się czuje wracając do niego po ciężkim dniu pracy.  Zrobiło jej się go żal. Musi być bardzo samotny. Nie ma z kim wieczorami porozmawiać, zwierzyć się z problemów…
- Nie zdążyłem nic przygotować – wyrwał ją z zamyślenia
- Nic nie szkodzi. Chodźmy – wysiadła z samochodu i wolnym krokiem skierowała się do drzwi. Otworzył i przepuścił ją przodem a potem pomógł ściągnąć płaszcz. – Usiądź, rozgość się a ja coś szybko przygotuję
- O nie, nie ma mowy! – prawie krzyknęła a on popatrzył na nią zaskoczony. Zawstydziła się lekko, że uniosła głos w jego domu. W końcu była tylko gościem a w dodatku to jej szef.
- Przepraszam . . .
- Lubię kiedy jesteś taka stanowcza – obdarzył ją uśmiechem oczyszczając tym samym atmosferę.
- Jesteś zmęczony, to był pracowity dzień – podeszła do niego i pogładziła dłonią jego policzek -  idź pod prysznic a potem wygodnie się rozsiądź a ja wszystko przygotuje.
- Jesteś moim gościem i nie pozwolę . . . – położyła palec na jego ustach
-Miałam się panem zająć profesorze – uśmiechnęła się rozbrajająco – więc proszę mnie posłuchać
Zdał sobie sprawę jak bezbronny jest wobec jej wdzięków. Nie potrafił jej odmówić. Przy niej znikała cała jego stanowczość. Poszedł na górę. Schody były sporym wyzwaniem w dni kiedy dokuczał mu ból nogi. Szedł po nich powoli i tak żeby płomiennowłosa chirurg nie zauważyła jego cierpienia. Wziął leki przeciwbólowe i poszedł pod prysznic. Ciągle myślał o tym że kobieta jego marzeń właśnie krząta się po jego domu i szykuje wspólną kolację. Uśmiechnął się do tych myśli. Odświeżył się i od razu zrobiło mu się nieco lepiej. Leki przeciwbólowe zaczęły działać i ból nogi powili ustępował. Założył szarą idealnie dopasowaną koszulkę i jeansy i zszedł na dół. Usiadł na sofie i delektował się zapachem dochodzącym z kuchni. Po chwili przyszła Wiktoria niosąc tacę z naleśnikami.
- Nie pamiętam kiedy ostatnio jadłem coś z rąk kobiety – powiedział zalotnie. – wyglądają pysznie
- Nic innego na szybko nie wpadło mi do głowy.
Siedli przy stole i zaczęli jeść. Później Falkowicz poszedł do barku i przyniósł dobre czerwone wino. Przenieśli się na sofę. Andrzej dolał wina do kieliszków.
- Wspaniała kolacja. Dziękuję, że się zgodziłaś spędzić ten wieczór w moim towarzystwie – popatrzył jej w oczy
- Ostatnio coraz więcej czasu spędzamy razem – powiedziała cicho Wiki również wpatrując się w jego szare tęczówki . Przysunął się do niej i niepewnie wyjął z jej rąk kieliszek z winem. Odstawił go na stolik i założył kosmyk rudych włosów za ucho Consalidy. Czuł wielkie pożądanie. Pragnął jej ciała i chciał mieć ją tylko dla siebie. Nie chciał jej spłoszyć ale wiedział też, że długo nie wytrzyma. Wyglądała bardzo seksownie w szpilkach i krótkiej sukience bez ramion. Zbliżył się jeszcze bardziej i kiedy już chciał ją pocałować ona nagle wstała.
- Przepraszam – powiedziała lekko speszona. - Muszę iść do toalety – spuściła głowę i szybko poszła do łazienki. Wiedziała na co się decyduje, wiedziała też jak może skończyć się ten wieczór. Przecież wyobrażała sobie, że po kolacji wylądują w łóżku. Ale teraz kiedy prawie ogarnęła ich bez pamięci namiętność znów do jej głowy zapukały myśli czy aby przypadkiem Falkowicz nie chce zdobyć tylko jej ciała a potem zostawić. Bała się tego. Bała się bo zaczęło jej na nim zależeć. Zaczęła się angażować. Weź się w garść Consalida. Nie dowiesz się jak nie sprawdzisz – skarciła się w myślach. Przeczesała palcami lekko pokręcone włosy i wróciła do salonu. Andrzej nie siedział już z kieliszkiem wina, teraz popijał koniak. Usiadła koło niego bez słowa, czekała aż ją obejmie, przytuli… Nie zrobił jednak tego. Skarcił się, że jest zbyt natarczywy w stosunku do niej i próbował oprzeć się pokusie.

- Może coś obejrzymy – zaproponował chociaż wcale nie miał na to ochoty. Wybrał komedię romantyczną. Zamiast jednak oglądać film cały czas patrzył na nią. Była tak blisko a była tak niedostępna. Poczuła na sobie jego spojrzenie. Uśmiechnęła się pod nosem i odważnie spojrzała mu w oczy…

piątek, 10 stycznia 2014

CZĘŚĆ 15

Miała być w niedzielę ale  pomyślałam, że na początek weekendziku wam wstawię;) Dla wszystkich moich wiernych czytelniczek <3 Mam nadzieję, że spodoba wam się ta część :D  Smacznego :* ;)


CZ.15


- Padam z nóg- powiedziała sama do siebie wchodząc do kuchni. – Cześć Agatko – poklepała blondynkę po plecach.
- Cześć, Pani Profesor – zaznaczyła wyraźnie swoje słowa i uciekła śmiejąc się do salonu.
- Woźnickaaa! – krzyknęła za nią Wiki. Zrobiła sobie zielonej herbaty i poszła za przyjaciółką. Weszła do salonu i popatrzyła na nią karcąco.
- Strzelisz focha? – zapytała rozbawiona Agata
- Nie, strzelę Cię zaraz w twoją blond główkę – powiedziała powstrzymując śmiech. Pokręciła głową. – Idę z Falkowiczem na kolacje – szepnęła tak żeby nikt po za Agatą tego nie usłyszał. W swoim pokoju siedział Adam.
- No to szałowo! Idziemy się przyodziać w kieckę! – krzyknęła rozradowana Agata, zerwała się z kanapy i popędziła na górę.
- Wariatka! – krzyknęła za nią Consalida
Z pokoju wyłonił się zaspany Adam.
- Idziemy na imprezę? – zapytał z nadzieją w głosie mimo, że nie doszedł jeszcze do siebie po ostatniej domówce jaką urządził.
- Tak na imprezę – powiedziała z ironią – bezalkoholową – dodała z chytrym uśmieszkiem
- Łee to nie idę… - odchrząknął – to znaczy nie mogę, mam dużo pracy – udał smutek.
- Całe życie z wariatami . . . – skwitowała Wiktoria i poszła na górę.

***

-Nie wiem kompletnie w co się ubrać – rozłożyła ręce ruda
- Zaraz coś znajdziemy . .. – wymruczała Agata „nurkując” w szafie
- Musimy się wybrać na jakieś zakupy – zamyśliła się Wiki i popatrzyła na Agatę która prawie cała siedziała w szafie. – Ej, a ty co Narni szukasz czy kiecki? – zaśmiała się - zostało mi pól godziny do spotkania z diabłem! Wyłaź z tej szafy . . .
- Mam! – Agata wylazła z szafy zadowolona – Kupiłam ją na . . . – zastanowiła się chwilę – wyjątkową okazję. Ale ostatnio nie było żadnych okazji . . . – zamyśliła się
Myślę że będzie pasować – powiedziała pokazując przyjaciółce kremową sukienkę bez ramion. Na piersiach miała idealnie pasującą czarną kokardę ułożoną z materiału sukienki.
- Do tego czarne szpilki, delikatna biżuteria i będziesz wyglądać jak księżniczka. Będziecie niczym piękna i bestia – rozmarzyła się blondynka
- Skończ Agata – rzuciła w nią poduszką – nie czas na bajkowe marzenia – zabrała sukienkę i od razu poszła się przebrać. Wcześniej wzięła prysznic, umalowała się perfekcyjnie i dokładnie dobrała biżuterię. Po pół godziny była gotowa. Wyszła z łazienki.
- No, no bo się w tobie zakocham – zażartowała Woźnicka a Consalida popatrzyła na nią krzywo.
- Ty się lepiej weź za tego swojego Mareczka. Chodzi za tobą jak pies a ślini się jak głodny na widok kiełbasy – podsumowała
- A tobie przypadkiem się nie śpieszyło – zapytała z ironią Agata
- I tak już jestem spóźniona. Mam czas żeby cię podręczyć – zaśmiała się
- Marek ma żonę… Latoszek ma żonę – sami żonaci – powiedziała – I tak już wystarczająco namieszałam – spuściła smutno glowę
- Ojjjj moja bidulka – przytuliła ją ruda – pamiętaj że nie możesz obwiniać tylko siebie za błędy, no już głowa do góry. – Po za tym –powiedziała już wesoło – to ty mnie powinnaś pocieszać. Przecież właśnie idę rzucić się lwu na pożarcie. Sama z własnej woli. Nikt po mnie nie będzie płakał – zaśmiała się
- Masz objawy masochizmu – obie zaczęły się śmiać.

***

Usłyszała trąbienie taksówki którą zamówiła. Wzięła do ręki torebkę i skierowała się do wyjścia.
- No to idę… - powiedziała niepewnie do Woźnickiej
- No to idź i nie zawiedź szefa bo cię jeszcze zwolni – pokazała jej język a ruda tylko pokiwała głową wychodząc. Skierowała się do taksówki i zobaczyła białe BMW. Andrzej stał przy samochodzie i uśmiechał się.
- Miałeś czekać w domu… po co przyjeżdżałeś, poradziła bym sobie – popatrzyła zatroskana na zmęczoną twarz profesora
- Nie przyjechałem po ciebie – zobaczył jej pytające spojrzenie – czekałem tu cały czas. Ślicznie wyglądasz.
- Przecież ty ledwo stoisz na nogach! – skarciła go Consalida
- Pani doktor się mną zajmie – uniósł brwi
- Jedźmy już bo zaraz mi tu zejdziesz i nici z kolacji. A ja ponad pół godziny szukałam sukienki…
Wsiedli do samochodu i ruszyli do willi Falkowicza.
Jechali w milczeniu. Wiktoria zaczynała powoli przyznawać się sama przed sobą, że coś czuje do profesora. Nawet w tak banalnej chwili jak ta czuła się dobrze i bezpiecznie mimo tego, że o niczym nie rozmawiali a nawet nie patrzyli na siebie. Wystarczyło jej, że był blisko… Mimo to cały czas w głowie kłębiły się myśli czy on traktuje ją poważnie. Czy może chce zaciągnąć ją tylko do łóżka a potem cały ten czar pryśnie? To nie dawało jej spokoju ale kiedy była przy nim było jej tak dobrze. Zdecydowała, że zaryzykuje. Podejrzewała też jak skończy się ten wieczór. Na tą myśl niezauważalnie się uśmiechnęła. Jeżeli kocha się tak dobrze jak całuje i jak dobrym jest lekarzem to gdyby nie charakter byłby ideałem – przeszło jej przez myśl. Podświadomie chciała aby doszło do czegoś więcej. Dawno nie spędziła nocy z mężczyzną i brakowało jej czułości.

On również rozmyślał o Wiktori. Boże ona jest przepiękna! Do tego uparta, inteligentna i mądra… nie ma chyba żadnych wad. Widzę że boi się mi zaufać i w sumie wcale jej się nie dziwię. Może taka szuja jak ja nie powinna w ogóle się łudzić na cos więcej…? – pomyślał

poniedziałek, 6 stycznia 2014

CZĘŚĆ 14

Kompletnie nie jestem zadowolona z tej części :( Miałam dzisiaj mało czasu na pisanie mimo wolnego dnia i teraz wiem, że próba wykrzesania z siebie czegoś na siłę to nie najlepszy pomysł...
Mam nadzieję, że spojrzycie na tą część łaskawszym okiem :)
Następna część niestety dopiero w niedzielę ale obiecuję, że tym razem postaram się was nie zawieść;) 
Kończy się półrocze a to oznacza masę nauki. Niektóre przedmioty w tym roku kończą nam się definitywnie więc trzeba się przyłożyć...
Wiem, że i tak rzadko dodaję ale niestety teraz znów będę musiała się ograniczyć... Będę dodawała jedną część w ciągu weekendu. Przepraszam ale napięty grafik dnia codziennego nie pozwala mi na częstsze pisanie :( A i tak piszę po nocach co rano podczas wstawania o 5 jest mocno odczuwalne w skutkach :/ Jak zwykle się rozgadałam... 


CZ.14

Wiki wróciła do hotelu. Padła nieprzytomnie na łóżko, nie miała nawet siły iść pod prysznic.
Skuliła się  na łóżku i myślała o do niedawna jeszcze znienawidzonym przez nią profesorze. Ostatnie wszystkie jej myśli zapełniała jego osoba. Zmienił się, nie można było tego nie dostrzec. Ale czy to dzięki niej? Czy  może znowu coś planuje za plecami wszystkich i tylko udaje? Dzisiaj zachowywał się tak ja gdyby mu na niej naprawdę zależało. Wiedział że jest zmęczona więc pomógł jej chociaż wcale nie musiał. Mógł przecież wrócić do domu. A może on chce zdobyć tylko kolejne trofeum w postaci jej ciała? Może planuje tylko się z nią przespać i znów powrócić do dawnej Falkowiczości?
Długo rozmyślała aż w końcu zasnęła przytulona mocno do poduszki…

Cały tydzień był bardzo pracowity. Krajewski wyjechał, nie powiedział nawet dokąd i na jak długo. Wiki przejęła wszystkich jego pacjentów. Obiecali sobie z Andrzejem kolacje ale byli tak zapracowani, że nie mieli czasu dla siebie. Wiki większość czasu spędzała na bloku a Andrzej zajmował się pracą nad badaniami, pomagał przy pacjentach i dodatkowo obrał sobie za cel utemperować stażystki. Ganił je na każdym kroku i zaganiał do najgorszej roboty kiedy tylko nadarzyła się okazja, aż w końcu zaczęły go dla świętego spokoju unikać.

***

Profesor znalazł chwilę przerwy żeby usiąść na kanapie w swoim gabinecie. Miał ochotę na – kolejną już tego dnia – mocną kawę. Wiedział, że pice kawy w tak dużych ilościach jest szkodliwe ale bez tego nie był w stanie trzeźwo myśleć… Od kiedy właściwie ja zacząłem tyle pracować… i to z taką angażacją i poświęceniem dla pacjentów? – zastanawiał się w myślach
Do gabinetu weszła Wiki.
- Cześć – powiedziała nieprzytomnie siadając przy nim na kanapie.
- Witam Panią doktor – ucałował ją lekko w czubek głowy – przerwa? – zapytał
- Co? Nie dzisiaj nie mam przerw nawet na to by pójść do toalety – wstała – przyszłam po dokumenty pacjenta Adama z pod 8
Falkowicz podniósł się ociężale. Noga znów zaczęła o sobie przypominać. Podał Wiktorii dokumenty
- Całe szczęście, że od jutro weekend. W końcu wolne… - wymusił uśmiech. Był tak zmęczony i tak doskwierał mu ból nogi, że nawet uśmiechnięcie się sprawiało trudności.
- Przez cały weekend będę na zmianę spała i leżała… - westchnęła marzycielsko Wiki
- Sama? – zapytał zalotnie profesor a Wiktoria szturchnęła go zaczepnie w ramię.
- Muszę wracać do pacjentów – odwróciła się na pięcie i wyszła z gabinetu.

***

Nareszcie upragniona chwila. Wiki skończyła dyżur pół godziny później niż powinna. Poszła się przebrać i skierowała się do wyjścia. Przed drzwiami czekał na nią Andrzej.
- Co ty tu robisz? –zdziwiła się Wiki – znowu na mnie czekasz – odpowiedziała sama sobie na zadane pytanie zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. On tylko czule się uśmiechnął. Pokręciła głową.
- Powinieneś już dawno być w domu. Myślisz, że nie zauważyłam, że znów boli Cię noga…
- Obiecałaś mi kolację – zmienił szybko temat
- Powinniśmy odpocząć . . .
- Możemy odpoczywać w swoim towarzystwie – znów jej przerwał
- No dobrze… zgoda. Ale teraz jedziesz do domu a ja idę do hotelu. Chcę się odświeżyć no i muszę się przebrać

- W takim razie czekam – poszedł do samochodu i obserwował Wiki idącą do domu z uśmiechem na twarzy.

niedziela, 5 stycznia 2014

CZĘŚĆ 13

Pamiętam, pamiętam ;) Już wiem kto mi tak nabija wejścia na bloga :P A jest już ich ponad 3 tysiące! 
Rok zaczynam pechową 13 :D Ale czy rzeczywiście pechowa? No cóż pozostawiam to do waszej oceny <3
No i nie pozostaje mi nic innego jak zadedykować tą część dwóm moim największym niecierpliwcom: zakręconej i szalonej oraz asi0807
Proszę kochane:*



CZ.13 

Falkowicz ruszył pewnym krokiem do bufetu. Nie pomylił się. Zastał tam dwie stażystki których opiekunem była Consalida. Ta dziewczyna jest dla nich zdecydowanie za dobra - pomyślał – daje sobie wchodzić na głowę… już ja je utemperuje – uśmiechnął się złowieszczo.
- O, witam miłe panie - powiedział z udawaną sympatią
- Dzień dobry profesorze - obie jak na rozkaz się zarumieniły
- Może napiją się Panie kawy?
- A bardzo chętnie – odparła Klaudia
- To zapraszam do lekarskiego i proszę sobie zrobić – powiedział spokojnie już bez udawanej troski – I ja też przy okazji poproszę!
Stażystki popatrzyły na siebie.
- No do roboty. Czekam na kawę, jak przyjdę do lekarskiego to ma już na mnie czekać. A na panie czeka dokumentacja do uzupełnienia…duużooo dokumentacji! Także radził bym się pośpieszyć – uśmiechnął się szyderczo
- Ale doktor Consalida… - chciała powiedzieć Klaudia
-Doktor Consalida teraz będzie operować a wy nie jesteście na wczasach.  – urwał jej profesor
- Przydajcie się w końcu do czegoś – rzucił i wyszedł.
- Co za gnida . . . –mruknęła Klaudia
- Gorszy niż ta cała Consalida – dodała Ola

***

Wiki zeszła z bloku. Cudem udało się uratować pacjenta który miał bardzo poważne obrażenia wewnętrzne. Kilka godzin na sali operacyjnej wyssało z Wiktorii resztkę sił. Miała ochotę usiąść w kącie, schować się przed wszystkim i wszystkimi i popłakać. Dać w końcu ujść wszystkim nagromadzonym w niej emocją. Zarówno tym pozytywnym jak i negatywnym. No ale musiała by się nie nazywać Consalida. Oparła się chwilę o ścianę kiedy zmęczenie zakręciło jej w głowie. Przymrużyła oczy i zrobiła głęboki wdech. Przecież nie może dać po sobie poznać, że ma już dość, że jest przemęczona i że obowiązki których ma na głowie bardzo dużo, zaczynają ją przerastać.
Weszła do pokoju lekarskiego. Dwie stażystki obłożone stertą papierów wszystko sumiennie uzupełniały.
- Co wy robicie? – zapytała zaskoczona – Chyba powiedziałam wyraźnie, że macie mi się dzisiaj nie plątać pod nogami – powiedziała znużona
- Profesor kazał nam się tym zająć – odparła szybko Ola
- Profesor? Te dokumenty mają się jeszcze dzisiaj znaleźć u Sambora. Mam wielką nadzieję, że nic nie poprzekręcałyście bo…
- Zaczyna się wykład – burknęła pod nosem Klaudia
- Mówiłaś coś? – oburzyła się Wiktoria
- Spokojnie drogie Panie. Wiktorio zagoniłem twoje owieczki do pracy. Chyba potrafią wypełniać dokumenty – Falkowicz wszedł do pokoju i popatrzył z politowaniem na młode lekarki. - Mam nadzieję, że nie przespały całych swoich studiów na medycynie.
- A ja mam nadzieję, że nic nie spartolą, no ale niech już będzie… Jak coś to wszystko zgonię na Ciebie -  wymusiła uśmiech – Przepraszam muszę jeszcze zająć się pacjentem Krajewskiego – przewróciła oczami i wyszła z pokoju a Falko poszedł za nią.

***

- No to wszystko jasne – powiedziała Klaudia
- Ale, że co?
- Olka to przecież widać gołym okiem! Ruda zołza z nim sypia…
Olka pokręciła tylko głową
- Może i mi uda się w końcu wyhaczyć jakiegoś dobrze usytuowanego lekarza… - myślała głośno stażystka – tylko cholera wszyscy sensowni są już zajęci. Bo jak widać inaczej w tym szpitalu nic nie osiągniesz… tobie też radzę blondyna się kimś zająć. Bierzmy przykład ze wspaniałej doktor Consalidy – podsumowała Klaudia
- Daj już spokój i zajmij się robotą -  parsknęła młoda blondynka

***

Wiktoria nie zdążyła wejść do Sali Kozerskiego, Falkowicz dogonił ją i zdążył ją złapać za rękę.
- Andrzej . . . Daj mi spokój mam pacjenta, jestem zmęczona a pracę powinnam skończyć już dobrą godzinę temu. Zresztą ty też… co ty tu jeszcze robisz!
- Czekam na moją księżniczkę – przyciągnął ją lekko do siebie
Mimo złości po jego słowach musiała się uśmiechnąć.
- Nad papierami siedzą stażystki a pacjentem Krajewskiego zająłem się ja kiedy ty operowałaś. Wszystko jest w porządku – założył jej kosmyk włosów za ucho.
- Należy mi się nagroda – chciał ją pocałować ale ona szybko zatrzymała jego usta palcem.
- Nie zapominaj się… jesteśmy w szpitalu. – powiedziała szeptem – Dziękuję – dodała i obdarzyła go pięknym uśmiechem.
- Widzę, że taka nagroda musi mi dzisiaj wystarczyć – powiedział z zawodem
- To był ciężki dzień . . . – westchnęła – Ale przyjmuje zaproszenie na kolacje. Mam nadzieję, że lokal w którym ostatnio byliśmy będzie jutro otwarty  - zaśmiała się i puściła mu oczko ;)